Czy Polacy potrzebują narodowego samochodu elektrycznego? Czy inwestując w ten projekt nie porywacie się z motyką na słońce, skoro liczący się gracze z branży motoryzacyjnej udoskonalają własne modele takich aut, przeznaczając na to miliardy dolarów?
Ożywienie na rynku jest faktycznie duże. I to dobrze, bo oznacza, że wysiłek przekonywania do e-samochodów czy budowy infrastruktury będzie wspólny. Warto jednak podkreślić, że żaden z wielkich koncernów nie dąży do wprowadzenia auta na prąd w segmencie budżetowym. Premiery elektryków zapowiadane są przede wszystkim w segmentach wysokomarżowych. Największym graczom wcale się nie spieszy do tego, aby auta na prąd zastąpiły te spalinowe.
CZYTAJ TAKŻE: Koniec elektrycznego raju
Szybka rewolucja w elektromobilności zmusiłaby ich do zamknięcia dopiero zbudowanych linii produkcyjnych aut spalinowych, które w wielu wypadkach spłacą się dopiero za kilkanaście lat. My nie będziemy mieli takich dylematów, bo auto elektryczne będzie naszym jedynym produktem. Zależy nam więc, by jak najszybciej zeszło ono z linii produkcyjnej i trafiło pod strzechy. A jeśli tak, to musi być to auto dostępne dla kieszeni Kowalskiego. Przy tym ma to być samochód uniwersalny, tj. spełniający funkcję auta rodzinnego, miejskiego czy numer dwa w domu. Mamy też tę przewagę, że możemy je sprofilować pod potrzeby naszego rynku i krajowego klienta.
Projekt Junior Łukasza Myszyńskiego, jeden z czterech laureatów konkursu na wizualizację polskiego e-samochodu. Myszyński to absolwent Wydziału Wzornictwa Przemysłowego ASP we Wrocławiu oraz Scuola Politecnica di Design w Mediolanie. Współpracował z zespołami projektowymi Lamborghini, Audi oraz Ducati, tworząc pojazdy koncepcyjne / fot. mat.pras.