Oczywiście nie każdy jest fanem tego typu samochodów. Ich obecnie dominująca pozycja na rynku sprawiła, że takie nadwozia, jak vany czy minivany odchodzą w niepamięć. Co więcej, SUV-y i crossovery zaczynają zagrażać również typowym kombiakom. Osoby wybierające takie auta argumentują, że gwarantują one wyższą pozycję za kierownicą, często mają ciekawszą stylistykę, większy prześwit, są też bardziej przestronne, Można z tym się zgadzać, albo nie, ale z faktami trudno wygrać. Dlatego lepiej skupmy się na nowej propozycji Volkswagena.
Rok 2025 ma być przełomowym dla niemieckiej marki. To właśnie wtedy co drugi wyprodukowany samochód ma być SUV-em. Wprowadzenie do oferty najmniejszego crossovera o nazwie T-Cross jest kolejnym krokiem w tym kierunku. I choć na rynku jest wiele aut z tego segmentu, które nie zasługują nawet na odwrócenie się za nimi, to Volkswagen dobrze odrobił pracę domową. Ale choć przygotowując auto z grupy A0 wykorzystał cale swoje „know-how”, nie udało się uniknąć paru wad.
W kolorach mu do twarzy
Nie mamy się co oszukiwać, T-Cross nie jest dziełem sztuki na miarę włoskich pojazdów z przełomu wieku. Ale trzeba też przyznać, że Volkswagen podszedł z głową do tego modelu. Przede wszystkim nie poszedł na skróty podnosząc Polo, by otrzepać ręce ze stwierdzeniem „das ist die optimale Lösung”. Tym samym auto zyskało własny charakter.