Z początkiem 2025 roku Komisja Europejska zaprezentowała projekt przepisów, które mają wprowadzić obowiązek stosowania europejskich podzespołów w samochodach sprzedawanych w Unii. To odpowiedź na rosnącą zależność od azjatyckich dostawców – szczególnie w segmencie akumulatorów trakcyjnych. Statystyki nie pozostawiają złudzeń. Aż 85 proc. ogniw bateryjnych w autach elektrycznych sprzedawanych w Europie pochodzi spoza UE. Chiny kontrolują 69 proc. światowej produkcji akumulatorów – wynika z raportu BloombergNEF – podczas gdy udział Europy nie przekracza 4 proc. W praktyce oznacza to nie tylko uzależnienie technologiczne, ale i strategiczne ryzyko dla przemysłu zatrudniającego na kontynencie ponad 13 milionów osób.
Największym beneficjentem planowanych regulacji ma być europejska produkcja akumulatorów. To one odpowiadają za 30–40 proc. całkowitej ceny samochodu elektrycznego i stanowią kluczowy element strategii przemysłowej. Komisja planuje przeznaczyć 3 miliardy euro na rozwój tego sektora. Projekt zakłada określony udział komponentów europejskich – od akumulatorów po stal – w samochodach trafiających na unijny rynek, z naciskiem na floty służbowe i zamówienia publiczne. To ma być pierwszy krok do uniezależnienia się od zewnętrznych dostawców i budowy własnego zaplecza technologicznego.
Do 2050 r. mocno wzrośnie zapotrzebowanie na surowce
Europa ma jednak ograniczone zasoby strategicznych surowców. Według szacunków do 2050 roku UE będzie potrzebowała 60 razy więcej litu i 15 razy więcej kobaltu niż dziś. Oznacza to konieczność rozwinięcia nowych źródeł dostaw i technologii recyklingu. Kolejną barierą są koszty energii. W europejskich fabrykach są one wyższe niż w Azji. W Polsce dodatkowym problemem pozostaje brak reformy tzw. ustawy wiatrakowej. Jej podpisanie mogłoby zwiększyć udział OZE w miksie energetycznym i obniżyć ceny prądu. Tymczasem setki ton surowców krytycznych wciąż trafiają co tydzień z Europy do Azji, bo lokalne zakłady nie mają wystarczających mocy przerobowych.
Czytaj więcej
Polska miała być jednym z motorów elektromobilnej transformacji w Europie, tymczasem znów jest na...
ACEA – Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów – odnosi się do projektu z mieszaniną nadziei i obaw. Podkreśla, że inwestycje w produkcję w Europie są potrzebne, ale równie istotne są konkurencyjne ceny energii i dostęp do wykwalifikowanych pracowników. Zbyt restrykcyjne wymogi mogą jednak podnieść koszty produkcji i uderzyć w producentów. Ci już teraz borykają się z malejącym popytem na Zachodzie, słabnącą pozycją w Chinach oraz cłami na rynku amerykańskim. Eksperci ostrzegają: wprowadzenie obowiązków „Made in Europe” niemal na pewno oznacza wzrost cen samochodów. Średnia cena nowego auta w Polsce przekracza dziś 180 tys. zł – według danych IBRM Samar – i może wzrosnąć do 200 tys. zł po wejściu nowych regulacji. Na to nakładają się dodatkowe obciążenia. Od stycznia 2025 obowiązują ostrzejsze normy emisji CO₂ (program CAFE), które zmuszają producentów do hybrydyzacji modeli lub płacenia kar. Koszt samego układu 48V to około 8,5 tys. zł na samochód – i to konsumenci finalnie zapłacą rachunek.