Zmalał już i tak śladowy udział aut elektrycznych w polskim rynku nowych samochodów. Według najnowszych dostępnych danych Europejskiego Obserwatorium Rynku Paliw Alternatywnych (EAFO) tegoroczne rejestracje aut zasilanych wyłącznie prądem stanowią zaledwie 0,09 proc. nowo rejestrowanych w Polsce samochodów osobowych. Rok wcześniej było to 0,1 proc. Tymczasem według planów rządu w 2025 r. po polskich drogach ma jeździć milion elektryków. Nie ma na to szans – w I połowie 2018 r. nad Wisłą sprzedano 279 takich aut– podaje stowarzyszenie europejskich producentów samochodów ACEA.
CZYTAJ TAKŻE: Kosztowny urok elektromobilności
W liczbie rejestracji już wyprzedzają nas dużo mniejsze rynki motoryzacyjne regionu. W Czechach w I połowie roku zarejestrowano 318 aut elektrycznych (tam ich rynkowy udział jest 2,5 razy wyższy niż w Polsce), na Węgrzech aż 609, a w Rumunii – 297. Ale prawdziwa przepaść dzieli nas od dużych europejskich rynków, np. Niemiec (17,3 tys. rejestracji) i Francji (14,4 tys.).
Elektromobilność na hamulcu
W europejskim ogonie elektromobilności plasuje nas nie tylko liczba aut, ale też brak infrastruktury do ładowania. Według EAFO w całej Polsce dostępne są obecnie 582 ładowarki, gdy w prawie czterokrotnie mniejszej Austrii jest ich przeszło siedmiokrotnie więcej. I choć rząd zapowiada rozbudowę sieci, to jej rozwój będzie hamować z jednej strony niewielka liczba posiadaczy samochodów elektrycznych, z drugiej – niejasności regulacyjne. Wciąż nie wiadomo, jaki ostatecznie powstanie model biznesowy całego systemu mającego zasilać pojazdy na prąd. – Wątpliwości się mnożą, dlatego wiele firm, które chciałyby funkcjonować jako dostawcy infrastruktury, obawia się ryzyka i czeka – twierdzi Jarosław Wajer, partner w dziale doradztwa biznesowego firmy doradczej EY.
AdobeStock