Klucz tkwi w szczegółach. W nowej wersji: turbiny osiągają oszałamiające 171 000 obr./min (tak! Sto siedemdziesiąt jeden tysięcy obrotów), każda z dwóch turbosprężarek sterowana jest niezależnie, wałki rozrządu odciążono o 1,3 kg, zastosowano olej o niskiej lepkości i aktualizowaną suchą miskę olejową, przeprojektowano wydech, by odzyskać organiczną barwę V8, pomimo filtrów i norm. W rezultacie silnik reaguje ostrzej, chętniej i bardziej naturalnie niż wiele współczesnych V8, w których turbosprężarki dławione są przepisami. Amalfi nie jest hybrydą, nie ma boostera z dodatkowej osi ani skomplikowanych układów elektrycznych. Ferrari mówi wprost: mniej technologii – więcej wrażeń.
Ferrari Amalfi
Foto: mat. prasowe
Od 0–100 km/h przyspiesza w 3,3 sekundy, od 0–200 km/h w 9,0 s. Prędkość maksymalna – 320 km/h. Tu nie tylko dane techniczne wyglądają tak jak powinny. Napęd trafia wyłącznie na tylne koła, a skrzynia jest tam, gdzie jej miejsce. Podczas gdy wiele supersamochodów odchodzi od klasycznego układu napędowego, Amalfi pozostaje wierny tradycji: silnik z przodu – napęd na tył – skrzynia przy tylnej osi. 8-biegowe DCT ma działać szybciej niż w Romie, ale najważniejsza jest jego charakterystyka: skrzynia nie narzuca sportowego tempa, tylko reaguje na nie. Ferrari zwiększyło także rozpiętość pomiędzy trybami jazdy: Wet & Comfort mają być bardziej odprężające niż w Romie, Sport & Race zostały wyostrzone, a Side Slip Control 6.1 przewiduje poślizgi, balansując między bezpieczeństwem a przyjemnością prowadzenia w sposób, który do tej pory kojarzył się raczej z modelami serii Speciale niż „entry-level” Ferrari.
Ferrari Amalfi
Foto: mat. prasowe
Amalfi zachowuje proporcje Romy, lecz niemal każdy panel został zaprojektowany od nowa. Sylwetka jest gładsza, pewniejsza, bardziej dojrzała. Zniknęła kontrowersyjna „power dome” na masce. Bok auta jest jak linia brzegowa Kampanii – płynny, delikatny, ale pełen napięcia. Największym zaskoczeniem jest przód. Ferrari świadomie zerwało z „antropomorficznymi” twarzami samochodów. Za to jest coś na kształt minimalistycznego wizjera, jak w F80 czy 12Cilindri. To świadomy gest Flavio Manzoniego: auto nie ma być postacią, tylko rzeźbą w ruchu. Z tyłu pojawia się aktywny spoiler o trzech trybach, generujący do 110 kg docisku. Felgi są natomiast jednym z najpiękniejszych elementów auta – ich wewnętrzne rzeźbienie przypomina precyzyjne frezowanie zegarmistrzowskie.
Ferrari Amalfi
Foto: mat. prasowe