To z pozoru senne miasteczko wydaje się być typowe dla włoskiego regionu Emilia-Romania. Niska zabudowa z piaskowymi fasadami, wąskie uliczki, płaski teren i małe knajpki z siedzącymi przed nimi wieczorem ludźmi. Mieszka tu 17 tys. osób i w co trzeciej rodzinie znajduje się ktoś, kto pracuje dla największego w tym okręgu pracodawcy. Dla Ferrari. Maranello to serce Ferrari. Od 1943 r. mieści się tu główna siedziba, fabryka i tor testowy. To też mekka dla około 250 tys. turystów rocznie, którzy przyjeżdżają odwiedzić to wyjątkowe miejsce. Tutaj Ferrari to religia. Niemal wszystkie hotele mają pokoje udekorowane zdjęciami i gadżetami tej marki. W Maranello obowiązuje „Ferrari sound law” – w wyznaczonych godzinach dnia na torze Fiorano można testować auta bez ograniczeń głośności. Właściwie wszystko w tym mieście kręci się wokół kultu Ferrari.
Na ulicy Via Abetone Inferiore 27 jest słynny wjazd do fabryki. To jeden z obowiązkowych punktów do odwiedzenia w Maranello. Jestem tu nie po to, żeby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie, ale odebrać Ferrari 12Cilindri – czytamy: dodiczi czilińdri. Ferrari świadomie użyło włoskiego zapisu „12Cilindri” zamiast np. „12 Cylinders”, by podkreślić swoje dziedzictwo i nawiązać do klasycznych modeli z lat 60. Są samochody, które przypominają koncerty – głośne, widowiskowe, pełne efektów. I są takie, które brzmią jak doskonale nastrojony instrument. Ferrari 12Cilindri należy do tej drugiej kategorii. To nie jest już dziki, nieokiełznany potwór jak 812 Superfast. To raczej mistrz, który po latach występów zrozumiał, że prawdziwa siła tkwi w harmonii.
Ten samochód to hołd dla tradycji marki – klasyczny V12 zabudowany z przodu, napęd na tylną oś, bez turbodoładowania, bez hybrydy, bez kompromisów. Silnik o pojemności 6,5 l ma moc 819 KM przy 9250 obr./min. To czysta mechanika, ale zaskakująco nowoczesna. Zmienny układ dolotowy, tytanowe korbowody i zawory pokryte warstwą diamentową pozwalają tej jednostce kręcić się aż do 9500 obr./min – z dźwiękiem władcy pewnego swojej potęgi.