Za moc przyłączoną do e-słupka na 40 kW płaci się średniorocznie ok. 2,4 tys. zł (ok. 60 zł za każdy kW). Przekroczenie tej granicy o kolejny kilowat generuje lawinowy wzrost kosztów stałych. Przykładowo, dla ładowarki o mocy 41 kW roczny koszt sięgnie 7 tys. zł, a dla tej na 100 kW – ok. 17 tys. zł. Dlatego branża postuluje, by bez względu na moc ładowarki obowiązywały stawki jak dla tych o mocy 40 kW.
Postulaty branży
– Optymalnym rozwiązaniem byłoby czasowe istotne obniżenie stałych opłat za moc umowną dla operatorów ogólnodostępnych stacji ładowania przy ewentualnym zwiększeniu zmiennych stawek dystrybucyjnych za każdą dostarczoną kWh – tłumaczy Rafał Czyżewski, prezes GreenWay, która rozwija ogólnopolską sieć e-słupków.
Takich widoków, jak np. w Paryżu, w Polsce nie zobaczymy jeszcze długo / fot. AdobeStock
Przedstawiciele branży twierdzą, że wysokie opłaty stałe stają się barierą dla rozwoju stacji o dużych mocach. Bo na razie aut elektrycznych na naszych drogach jest jak na lekarstwo. A nikły popyt na usługę ładowania nie pozwala nawet na pokrycie kosztów. Dlatego GreenWay od sierpnia obniży moc szybkich ładowarek do 40 kW. Na 30 takich e-słupkach sporo zaoszczędzi – koszty spadną z ok. 0,5 mln zł do 70 tys. zł rocznie.
Przerzucanie kosztów
Propozycje branży wymagałyby zmiany rozporządzenia taryfowego, co jest w gestii Ministerstwa Energii. Resort zapewnia, że jest otwarty na dialog z branżą elektromobilności. Deklaruje też chęć wspierania działań przyczyniających się do zwiększania elektryfikacji transportu. – Analizujemy sygnały płynące z rynku i w razie potrzeby podejmiemy odpowiednie działania – sygnalizuje ME w odpowiedzi na pytania „Rzeczpospolitej” dotyczące preferencyjnej taryfy dla e-słupków. Jednocześnie zauważa, że stworzenie preferencji dla jednych grup jest równoznaczne z przeniesieniem kosztów na inne grupy. – To jest oczywiście jak najbardziej możliwe, ale należy wykazać zasadność takich działań – słyszymy w ME.