Czy można zachwycić się wewnętrzną klamką do otwierania drzwi? Wiem, trudno w to uwierzyć, ale jeśli staje się ona wzorniczym dziełem sztuki, wyeksponowanym dodatkowo poprzez sposób jej osadzenia w pokrytych welurową skórą boczkach w kolorze Dark Rose, naprawdę można. Ale liczy się też kontekst – ta sama klamka nie robi już takiego wrażenia w jeszcze bardziej ociekającym luksusem sedanie LS. Znika wśród mnóstwa innych gadżetów. W LC można się w nią wpatrywać bez końca…
fot. Wojciech Romański
Samochód, który nie miał prawa powstać…
Arystokrata. To określenie najlepiej oddaje charakter LC 500. Chwilę przed testem tego samochodu miałem do czynienia z Mustangiem GT, także z V8 pod maską. Ford to emanacja surowej mocy, pasuje do niego skórzana, poprzecierana ramoneska i stare, sponiewierane dżinsy. LC to dżentelmen w każdym calu. Białe, skórzane rękawiczki na rękach kierowcy będą tu jak najbardziej na miejscu, mimo że pod maską Lexusa mamy o 27 KM więcej niż w Mustangu. Tyle, że nie o moc tu chodzi. A przynajmniej nie tylko o moc.
fot. Wojciech Romański
Zasadniczo LC mogło w ogóle nie być, podobnie jak nie ma wielu zachwycających aut koncepcyjnych, które kończą swój żywot w muzeach marek. W 2012 r. studyjne coupé pod nazwą LF-LC zaprezentowano na targach w Detroit. Nie miało być produkowane, o tym, że ma być inaczej, zadecydował ponoć sam prezes Akio Toyoda. Co więcej, w takim właśnie kształcie, co stanowiło spore wyzwanie dla konstruktorów, którzy musieli tak powciskać w zaprojektowaną bryłę podzespoły auta, by coupé nie tylko świetnie wyglądało, ale i jeździło. Aby zmniejszyć masę auta (na pusto waży niespełna 2 tony) część elementów nadwozia i zawieszenia wykonano z aluminium i kompozytów zbrojonych włóknem węglowym. Jak twierdzą sami konstruktorzy, sporym wyzwaniem było upakowanie pod poprowadzoną nisko maską silnika ogromnym, 21-calowych kół, przypisanych do najwyższej wersji Superturismo (pozostałe to Prestige i Carbon). Wymagało to przeprojektowania przedniego zawieszenia. Z kolei do uzyskania arcykrótkiego przedniego zwisu (raptem 930 mm) konieczne było opracowanie zupełnie nowej konstrukcji lamp. Jak widać, tanio być nie mogło. W sumie zajęło to cztery lata.