Według projektu maksymalna wysokość wsparcia przy zakupie samochodu elektrycznego dla osób ma wynosić maksymalnie 30 proc. jego ceny, nie więcej niż 37 500 zł. Kłopot w tym, że nie może on kosztować więcej niż 125 tys. zł brutto. Możliwość dopłat przewiduje ustawa o biokomponentach i biopaliwach ciekłych.
2019 Opel Corsa-e / fot. Opel
– Zdecydowana większość modeli całkowicie elektrycznych oferowana na polskim i europejskim rynku jest po prostu droższa. Żaden samochód z listy TOP10, czyli najlepiej sprzedających się modeli EV w Polsce, nie mieści się w limicie resortu energii – komentuje Maciej Mazur, dyrektor zarządzający Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych. – W konsekwencji, wsparcie będzie możliwe tylko przy zakupie najmniejszych i najtańszych modeli. Wykluczone z niego zostaną najpopularniejsze samochody zeroemisyjne, kupowane ze wsparciem w innych krajach europejskich.
CZYTAJ TAKŻE: Popularne elektryki do 150 tys. zł
Według największej organizacji branżowej w kraju, jeśli rozporządzenie wejdzie w życie, a dysponowanie środków z Funduszu Niskoemisyjnego Transportu się rozpocznie, nie przyniesie to żadnych przełomowych zmian na polskim rynku pojazdów elektrycznych. – Na tym etapie rozwoju rynku konieczne jest podwyższenie kwot ujętych w projekcie rozporządzenia. W przeciwnym razie sprzedaż samochodów zeroemisyjnych będzie się utrzymywać na podobnie niskim poziomie, jak do tej pory. Administracja ma wiele narzędzi i możliwości w tym zakresie. Może na przykład założyć regresywność i obniżać próg wraz z rozwojem rynku i spadkiem cen EV – dodaje Maciej Mazur z PSPA.