Prognozy póki co nie są najgorsze. Z wielu analiz ekspertów wynika, że jest szansa na to że większość producentów uniknie płacenia kar za CO2 w 2020 roku. Według obliczeń organizacji ochrony środowiska ICCT (International Council on Clean Transportation) znaczna część koncernów motoryzacyjnych znajduje się poniżej dopuszczalnych wartości, a pozostałym brakuje niewiele do wyznaczonych celów. Sumując wszystkie nowe samochody z z bieżącego roku sprzedane w Unii Europejskiej, Norwegii, Liechtensteinie i Islandii wychodzi średni wynik emisji 106 gramów CO2/km. Do celu ustawionego przez UE brakuje 11 gram. Dużo i mało, bo np. Unia przyznaje dodatkową premię za każdy nowo zarejestrowany samochód elektryczny. Dodatkowo, w tym roku 5 procent aut, które osiągają najgorszy wynik we flocie zostanie pominięte w bilansie. Tym samym z matematycznego punktu widzenia średnia emisja CO2 dla flot wynosi nie 95, a 97 gram.
Żeby było trudniej w tym wszystkim połapać każda marka ma wyliczony indywidualny limit. Ma to na celu uniknięcie niekorzystnych warunków dla marek posiadających wiele dużych i wysokoemisyjnych modeli. UE zwróciła szczególną uwagę na niemieckich producentów, których portfolio zawiera wiele dużych limuzyn i SUV-ów. Tak więc w przypadku producentów z mniejszymi, lżejszymi i odpowiednio bardziej ekonomicznymi pojazdami wartości docelowe są często niższe niż wymagane 95 gramów.
CZYTAJ TAKŻE: Infiniti wycofuje się z Polski i z Europy
Mercedes GLS 600 Maybach.