Grupa z Boulogne-Billancourt padła ofiarą zwolnienia tempa gospodarczego na świecie, jej obroty zmalały o 3,3 proc. do 55,5 mld euro, co przyczyniło się do zmniejszenia rentowności; marża operacyjna zmalała do 4,8 proc. z 6,3 proc. w 2018 r. W styczniu grupa podała o zmniejszeniu sprzedaży pojazdów o 3,45 proc. do 3,75 mln sztuk. Drugą przyczyną gorszego wyniku był mniejszy wkład finansowy Nissana, mającego własne trudności — wkład ten zmalał do 242 mln euro z 1,51 mld w 2018 r. W dodatku japońska firma należąca do Francuzów w 43 procentach uprzedziła o gorszych perspektywach rocznych po spadku zysku po 9 miesiącach jej roku finansowego. Na wyniki Renaulta wpłynęła także rezygnacja z wierzytelności fiskalnej we Francji, co zmusiło go do zaksięgowania odpisu 753 mln euro. Po raz pierwszy od 2009 r. francuska grupa poniosła straty. W szczycie kryzysu finansowego 2007-8 r. wyniosły 3,1 mld euro.
Miniony rok obfitował w zawirowania kadrowe na szczycie grupy. Po kilku miesiącach zwolniono Thierry Bolloré ze stanowiska dyrektora generalnego, jego obowiązki przejęła dyrektor działu finansowego, Clotilde Delbos, a niedawno podano oficjalnie, że nowym szefem grupy będzie od 1 lipca Luca de Meo, dotychczasowy prezes Seata. Na konferencji prasowej plan drastycznych oszczędności co najmniej 2 mld euro w ciągu 3 lat poprzez optymalizację bazy przemysłowej, zmianę stosunków z poddostawcami i pozbycie się niestrategicznych aktywów. Plan nie wykluczający zamykania fabryk we Francji lub na świecie zostanie przedstawiony w maju, bo Renault chce działać szybko i nie stać go na luksus czekania na przyjście Luki de Meo.
CZYTAJ TAKŻE: Nowy szef Renault może zarobić nawet 25 mln zł rocznie
Luca de Meo.