Kia ProCeed: A ich okrzyk brzmiał – odwagi!

Kiedy Kia wyciągnęła z kapelusza Stingera, wszystkim opadły szczęki. No bo niby jak to, popularna marka rzuca wyzwanie uznanym specom od Gran Turismo? ProCeed jest podobną prowokacją.

Publikacja: 16.02.2019 21:06

Kia ProCeed: A ich okrzyk brzmiał – odwagi!

Foto: moto.rp.pl

Ale zacznijmy od czegoś zupełnie innego. Od nietypowego dziś rozmnożenia. Otóż większość marek z segmentu popularnego, z oczywistych powodów, stara się upraszczać ofertę. Sprowadza się to do oferowania dwóch wersji nadwoziowych (najczęściej pięciodrzwiowy hatchback i kombi), umilając klientom życie kilkoma, nazwijmy to, stylizacjami, które są zdecydowanie tańsze w przygotowaniu. Oczywiście w przypadku Kii nie sposób uciec od porównań z Fordem Focusem, a to dlatego, że w ubiegłym roku pojawił się na rynku praktycznie w tym samym czasie, co Ceed. Tam właśnie mamy hatchbacka i kombi w trzech poziomach wyposażenia, eleganckiego i prestiżowego Vignale, stylizowaną na przełajówkę wersję Active, usportowione ST-Line. Niby dwa rodzaje budy, a przebierać można bez końca. A Kia? No właśnie.

""

Proceed GT-Line / fot. KIA

Foto: moto.rp.pl

Oczywiście wszystko zaczęło się od… hatchbacka i kombi, także i tu mamy GT-Line, a od niedawna także GT, ale… Kii to nie wystarczyło, co więcej, wykorzystując sukces Stingera marka najwyraźniej chciała błysnąć czymś niezwykłym. No i się udało, bo ProCeed jest modelem, jakiego w tej klasie aut nie ma nikt. Generalnie nadwozie shooting brake, czyli kombi ze sporą szczyptą sportowego szaleństwa (i nie chodzi tu o podkręcenie parametrów tradycyjnego, rodzinnego auta, ale o zaprojektowanie bardziej designerskiego, ale wciąż praktycznego samochodu) nie jest szczególnie popularne, choć – przyznać trzeba – zawsze wygląda kusząco. I jest swego rodzaju skokiem w górę, stąd Kia sama lubi stawiać ProCeeda gdzieś tam w okolicy Mercedesa CLA kombi, najbliższego przedstawiciela z nielicznej rodziny shooting brake. Ale to jeszcze nic, bo Koreańczycy mają jeszcze w zanadrzu czwartą wersję nadwoziową – ma to być crossover domykający gamę jeszcze w tym roku. Na razie na wszystkich prezentacjach jest zasłonięty szmatką, ale można się spodziewać jakiejś niespodzianki.

""

Proceed GT / fot. KIA

Foto: moto.rp.pl

CZYTAJ TAKŻE: KIA Stinger 2,0 T-GDI: Nie jestem szarą myszką

I jeszcze jedna wisienka. Wszystkie trzy – jak dotąd – wersje nadwoziowe Ceeda zdobyły wyróżnienia w tegorocznym, designerskim konkursie iF Design Award. W ubiegłym roku nagrodą Red Dot „Best of the Best” cieszył się Stinger. No udają się te zabawki ekipie Petera Schreyera.

Pierwsze i pierwsze

Niewątpliwie ProCeed to odważny eksperyment, ale Kia już pokazała, że lubi tę grę. Bo pytanie, czy fakt, że nadwozia shooting brake nikt dotąd nie oferował w tym segmencie świadczy o konserwatywnym podejściu koncernów, czy braku odwagi w kreowaniu potrzeb klientów? Koreańczycy kombinują tak (a na dowód tej tezy mają nawet stosowne wykresy) – owszem, to model mierzący wyżej, ale nie aż do premium. Bo – ich zdaniem – pomiędzy markami popularną a luksusowymi rozpościera się ziemia niczyja, może nie za duża, ale jest. I w tę niszę mierzy ProCeed. Stąd komunikacja, że mamy oto coś pierwszego w klasie, świeżego, innego, czym warto się zainteresować. Bo jedno jest pewne – Proceed nie ma żadnej bezpośredniej konkurencji na rynku. To może być szansa, ale też i przekleństwo.

""

fot. Wojciech Romański

Foto: moto.rp.pl

Model – bazujący na jeszcze bardziej awangardowym Proceed Concept – debiutował w wrześniu 2018 r. podczas paryskiego salonu samochodowego. Jest oferowany wyłącznie w Europie, bo celuje w gusta kierowców ze Starego Kontynentu. Ma być równie praktyczną, ale bardziej szaloną wersją Ceeda kombi, który po prostu jest funkcjonalny. Ten ma jeszcze przyciągać wzrok opadającą linią nadwozia, które jest niedostrzegalnie, a jednak o 5 mm, dłuższe od kombi (4605 mm), za to niższe aż o 43 mm (ma rasowe 1422 mm wzrostu), z czego część bierze się z obniżonego o 10 mm zawieszenia. Dobrze, nie do końca, Proceed ma bowiem większe felgi (17- lub 18-calowe), zatem różnica w prześwicie wynosi jedynie 5 mm (czyli liczy 135 mm).

CZYTAJ TAKŻE: Emilio Herrera, prezes Kia Motor Europe: Nie mamy ambicji być marką premium

Całość powstała na tej samej płycie podłogowej K2, co pozostałe Ceedy, a to oznacza, że rozstaw osi rodzinka ma taki sam – 2650 mm. Szkoda, bo lekkie rozsunięcie kół nie zrobiłoby temu modelowi źle, zarówno jeśli chodzi o miejsce z tyłu pod opadającym dachem, jak i wygląd z boku samego auta, które – choć naprawdę świetnie wygląda – ma ciut za długie zwisy. Dodałoby to ProCeedowi drapieżności. I jeszcze jeden żal – idealnym rozwiązaniem byłyby tu bezramkowe szyby. Cóż, nie można mieć wszystkiego. Za to nie ruszałbym bagażnika, który jest imponujący i ma 594 litry pojemności. Design nie zabił funkcjonalności. Chociaż… Wsteczne lusterko jest właściwie gadżetem, bo przez tylną szybę widać bardzo niewiele, kilka metrów za samochodem i to wszystko. Jest ustawiona pod takim kątem, że nie dało się inaczej.

""

fot. Wojciech Romański

Foto: moto.rp.pl

Patrząc na grill w klasycznym dla marki kształcie tygrysiego nosa aż trudno uwierzyć, że poza płytą podłogową ProCeed i Ceed SW mają wspólną pokrywę silnika i przednie błotniki. Różnice widać szczególnie w kształcie zderzaków, które mają nieco wspólnego ze Stingerem. Podobnie jest z tyłu – zarówno tylny spojler, jak i dyfuzor są charakterystycznymi akcentami shooting brake’a. Sportowych akcentów zresztą nie brakuje. A do tego wąskie, tylne światła połączone ledową listwą, jako żywo przypominającą rozwiązania z Porsche Panamery. Ale to tylko mruczenie tygryska, tak wysoko Kia nawet nie chce mierzyć.

Tylko skąd ta litrówka…

Model ma się wyróżniać i ciągnąć w górę, stąd producent nie przewidział całej palety niższych wersji wyposażenia S, M i L – tu wszystko zaczyna się na opcji GT-Line a kończy na rasowym GT. Słuszna to polityka, tylko że… pod doborze silników widać, że wersja GT-Line ma dawać przedsmak, a dopiero GT pokazuje, co może to auto. Inaczej nie da się wytłumaczyć, skąd po maską wziął się litrowy, trzycylindrowy silnik turbo o mocy 120 KM? Tym bardziej, że sama Kia przyznaje, że ta jednostka wygeneruje góra 1-2 proc. sprzedaży. Halo, to nie ten samochód! Zresztą spójrzmy – ten mały garnek z dopalaczem w połączeniu z sześciobiegową skrzynią ręczną do 100 km/h doczłapie się w 11,3 sekundy. I chociaż średnio ma przy tym palić 5,6 l/100 km, to przecież nie o oszczędności tu chodzi. Precz!

CZYTAJ TAKŻE: Nowa Kia Ceed: 3 x TAK (cena, wyposażenie, gwarancja)

Kompromisowym rozwiązaniem jest benzynowy 1,4 T-GDi o mocy 140 KM i 1,6 CRDi, dający z siebie o 4 KM mniej. Optymalne jednostki w familijnej palecie Ceeda, tu wybór z rozsądku. Benzynowy silnik z sześciobiegową skrzynią ręczną pozwala przyspieszyć do 100 km/h w 9,1 s, nieco wolniejszy jest siedmiobiegowy, dwusprzęgłowy automat – tu mówimy o 9,4 s. No i mamy jeszcze nowego diesla o nazwie Smartstream, który jest oszczędny (spalanie naprawdę oscyluje w granicach 5-6 litrów), aczkolwiek osiągi znów bardziej kwalifikują go do „normalnej” gałęzi rodziny. Z manualem silnik rozpędza auto do setki w 10,4 s, a automatem w 10,1 s. I w przypadku benzyny, i diesla wrażenia za kierownicą są zdecydowanie lepsze niż wynika to z suchych liczb, ale jak dla mnie to mimo wszystko substytuty, przez które ProCeed nie może pokazać dużej części swoich możliwości. Nie znaczy to oczywiście, że to rozwiązanie złe, ale dopuszczam je pod warunkiem, że nabywcy chodzi bardziej o design. I tak zresztą może być, bo ProCeed z założenia nie jest sportowym kombi, chociaż – i to jest w nim piękne – może nim być.

""

fot. Wojciech Romański

Foto: moto.rp.pl

Bo ProCeed urodził się do silnika 1,6 T-GDi o mocy 204 KM, który jest podstawową i jedyną jednostką w wersji GT. Dopiero ta opcja czyni to auto pełnym, pokazuje, że był sens tuningować zawieszenie, modyfikować siłę tłumienia amortyzatorów, poprawić reakcję kierownicy, zwiększyć tarcze hamulcowe i same hamulce, zmodyfikować charakterystykę działania systemu ESP, czyli wszystko to, co zrobili inżynierowie KII pracując nad ProCeedem. Naprawdę nie robili tego dla litrowego silnika. Podejrzewam, że by się im nie chciało. No ok, takim modyfikacjom poddano wersję GT. W GT-Line zawieszenie z przodu jest identyczne jak w hatchbacku, natomiast z tyłu usztywniono sprężyny i stabilizator.

CZYTAJ TAKŻE: KIA Sorento 2.0 CRDI: SUV jak tradycja każe

Topowa jednostka, która znalazła się pod maską pokazanej równocześnie Kii Ceed GT, z manualem potrzebuje 7,6 s by osiągnąć setkę, Proceed pod jej przewodem może pojechać 230 km/h. W przypadku automatu przyspieszenie wynosi 7,5 s, za to prędkość maksymalna jest niższa i sięga 225 km/h.

Dajesz!

Pod względem zawieszeń Kia bardzo mocno odskoczyła do przodu. I ProCeed z niezależnym zawieszeniem wszystkich kół jest tego kolejnym przykładem. Nie znajdziemy tu – nawet w opcji – dynamicznego zawieszenia, jest czysta mechanika zestrojona tak, by można było poczuć samochód, a jednocześnie nie na tyle sztywno, by zgubić komfort. Auto zachowuje się bardzo stabilnie nawet przy wyższych prędkościach, układ kierowniczy jest precyzyjny, doprawdy, udał się ten ProCeed.

""

fot. Wojciech Romański

Foto: moto.rp.pl

Jeśli miałbym marudzić, to – podobnie jak w Stingerze – życzyłbym sobie bardziej designerskiego rozwiązania konsoli środkowej. Naprawdę, można ją zaprojektować nowocześniej, choć niestety teraz mamy epokę doczepianych na różne sposoby tabletów z ekranami systemów informacyjno-rozrywkowych. Zamarzyło mi się, żeby ten najodważniejszy z Ceedów pokazał także futurystyczny środek. Ale – co na pewno skrupulatnie wyłapali księgowi – według badań samej Kii klienci wybierając auto więcej uwagi przywiązują do wyglądu zewnętrznego samochodu, środkiem przejmują się zdecydowanie mniej. To wiele wyjaśnia.

""

fot. KIA

Foto: moto.rp.pl

Okiem pasażera

To auto sunie po drodze, jak modele konkurencji z segmentu premium. Nie ma tylko wrażenia, że pojazd jest ciężki. Ale zawieszenie nie jest tak miękkie, jak w niektórych limuzynach, nowy ProCeed potrafi podskoczyć twardo na wybojach. Nie powoduje to jednak dyskomfortu podczas jazdy a bonusem jest to, że dzieci siedzących z tyłu nie „zmuli” tak szybko, nawet jeśli nie wezmą proszka przed podróżą. Wbrew pozorom na takie sprawy także warto zwracać uwagę.

""

fot. KIA

Foto: moto.rp.pl

ProCeed łagodnie również wchodzi w zakręty, co powoduje, że i prowadzenie i sama jazda sprawiają dużą przyjemność. Jak mówią przedstawiciele koncernu, praca nad tą przyjemnością zajęła trzy lata. No i fotele. To zaskoczenie samo w sobie, bo tak wygodnie siedzi się w mało którym aucie porównywalnej klasy. Można je porównać z komfortem, jaki oferuje u siebie Volvo, tyle że tam wiadomo — fotelami zajmują się ortopedzi. W tym przypadku Kia nie odbiega od nich daleko. Warto byłoby jednak sprawdzić, co poczujemy w plecach po przejechaniu np. 500 kilometrów, czy wtedy też będzie jak w Volvo. Niestety na pierwszych prezentacjach modelu jest to niemożliwe.

Podoba nam się również duży, prawie 600 litrowy bagażnik, gdzie wejdą mądrze spakowane bagaże rodziny na wakacje, ale również kilka zgrzewek wody, sadzonki do ogrodu, czy na balkon, a nawet taczka. Nie musi nas być czworo czy pięcioro, żeby taki bagażnik się przydał.

Nie trzymając się za portfel

No dobrze, a ile trzeba za to wszystko zapłacić? Otwierające cennik 1,0 T-GDi GT-Line z manualną, sześciobiegową skrzynią startuje od 94 990 zł. Dostajemy za to w standardzie m.in. światła w technologii LED, asystentów autonomicznego hamowania i utrzymania pasa ruchu, bezkluczykowy dostęp, 17-calowe alufelgi, 7-calowy ekran systemu informacyjno-rozrywkowego i automatyczną klimatyzację. Do 140-konnego silnika 1,14 T-GDi trzeba dopłacić 4 tys. zł (6 MT), lub nawet 10 tys., jeśli zdecydujemy się na automatyczną skrzynię biegów (a warto!). Diesel to odpowiednio koszt 107 490 zł (manual) i 113 490 zł (automat). No i pytanie, czy aby na pewno w ogóle zastanawiać się nad zupełnie przyzwoitym, elastycznym i dość cichym dieslem, czy dać sobie spokój, skoro 204-konna wersja GT startuje w cenniku od 109 990 zł. Ja, wielki przyjaciel diesla, mówię – nie warto, chyba że ktoś oczekuje auta ekonomicznego, które w dodatku naprawdę interesująco wygląda. Ta opcja może zyskać wielu fanów.

""

fot. KIA

Foto: moto.rp.pl

Czy to zachwyci rynek? Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale niebawem coś już powinniśmy wiedzieć, bo pierwsze ProCeedy trafiły już do polskich salonów. Na pewno jest to inna propozycja, nie aż tak odbiegająca ceną od „normalnej” konkurencji. Jeśli się uda, Kia udowodni, że odwaga otwiera zupełnie nowe, rynkowe przestrzenie. Kto wie, co tam się jeszcze kryje.

Ale zacznijmy od czegoś zupełnie innego. Od nietypowego dziś rozmnożenia. Otóż większość marek z segmentu popularnego, z oczywistych powodów, stara się upraszczać ofertę. Sprowadza się to do oferowania dwóch wersji nadwoziowych (najczęściej pięciodrzwiowy hatchback i kombi), umilając klientom życie kilkoma, nazwijmy to, stylizacjami, które są zdecydowanie tańsze w przygotowaniu. Oczywiście w przypadku Kii nie sposób uciec od porównań z Fordem Focusem, a to dlatego, że w ubiegłym roku pojawił się na rynku praktycznie w tym samym czasie, co Ceed. Tam właśnie mamy hatchbacka i kombi w trzech poziomach wyposażenia, eleganckiego i prestiżowego Vignale, stylizowaną na przełajówkę wersję Active, usportowione ST-Line. Niby dwa rodzaje budy, a przebierać można bez końca. A Kia? No właśnie.

Pozostało 94% artykułu
Za Kierownicą
Podróż Rolls-Roycem Ghost po USA. Wyjątkowość miejsc i chwil
Za Kierownicą
Porsche elektrycznie. Jazda po torze e-nowościami i bicie rekordu
Za Kierownicą
Skoda Kodiaq: SUV, który potrafi wszystko
Za Kierownicą
Porsche Taycan Cross Turismo 4S: Zwykła podróż na prądzie przez pół Europy
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Za Kierownicą
Audi S8: S jak sport, siła i subtelność