Ale zacznijmy od czegoś zupełnie innego. Od nietypowego dziś rozmnożenia. Otóż większość marek z segmentu popularnego, z oczywistych powodów, stara się upraszczać ofertę. Sprowadza się to do oferowania dwóch wersji nadwoziowych (najczęściej pięciodrzwiowy hatchback i kombi), umilając klientom życie kilkoma, nazwijmy to, stylizacjami, które są zdecydowanie tańsze w przygotowaniu. Oczywiście w przypadku Kii nie sposób uciec od porównań z Fordem Focusem, a to dlatego, że w ubiegłym roku pojawił się na rynku praktycznie w tym samym czasie, co Ceed. Tam właśnie mamy hatchbacka i kombi w trzech poziomach wyposażenia, eleganckiego i prestiżowego Vignale, stylizowaną na przełajówkę wersję Active, usportowione ST-Line. Niby dwa rodzaje budy, a przebierać można bez końca. A Kia? No właśnie.
Proceed GT-Line / fot. KIA
Oczywiście wszystko zaczęło się od… hatchbacka i kombi, także i tu mamy GT-Line, a od niedawna także GT, ale… Kii to nie wystarczyło, co więcej, wykorzystując sukces Stingera marka najwyraźniej chciała błysnąć czymś niezwykłym. No i się udało, bo ProCeed jest modelem, jakiego w tej klasie aut nie ma nikt. Generalnie nadwozie shooting brake, czyli kombi ze sporą szczyptą sportowego szaleństwa (i nie chodzi tu o podkręcenie parametrów tradycyjnego, rodzinnego auta, ale o zaprojektowanie bardziej designerskiego, ale wciąż praktycznego samochodu) nie jest szczególnie popularne, choć – przyznać trzeba – zawsze wygląda kusząco. I jest swego rodzaju skokiem w górę, stąd Kia sama lubi stawiać ProCeeda gdzieś tam w okolicy Mercedesa CLA kombi, najbliższego przedstawiciela z nielicznej rodziny shooting brake. Ale to jeszcze nic, bo Koreańczycy mają jeszcze w zanadrzu czwartą wersję nadwoziową – ma to być crossover domykający gamę jeszcze w tym roku. Na razie na wszystkich prezentacjach jest zasłonięty szmatką, ale można się spodziewać jakiejś niespodzianki.
Proceed GT / fot. KIA
CZYTAJ TAKŻE: KIA Stinger 2,0 T-GDI: Nie jestem szarą myszką