Klinowaty kształt nawiązuje do już legendarnego modelu M1z końca lat 70. Do tego dochodzą przetłoczenia i detale, od których raduje się serce każdego estety. Aż dziwne, że Bawarczykom zajęło kilka lat, by wprowadzić roadstera i8 do produkcji. Choć z drugiej strony, może i mieli powody by zwlekać, bo przerobienie „zwykłego” i8 okazało się dość skomplikowanym zadaniem. Jest sporo zmian, których na pierwszy rzut oka nie widać. Drzwi w dalszym ciągu otwierają się do góry, ale są zupełnie inną konstrukcją niż w odmianie ze stałym dachem. Inne są nawet fotele. Trzeba je było zaprojektować od nowa, by pomieściły boczne poduszki powietrzne. Zaprojektowano też nowy układ chłodzenia silnika, który – by zrekompensować większą masę – ma teraz moc podwyższoną o 12 koni.
fot. Krzysztof Galimski
Są też zmiany, które widać od razu. Nie licząc możliwości chowania dachu, to przede wszystkim wstawki z wytłoczonym napisem „Roadster” i nowy kolor dostępny we wciąż mocno ograniczonej palecie lakierów. Ale, co może ważniejsze, duże zmiany nastąpiły też w środku samochodu. Gdy rok temu dostałem w po raz pierwszy swoje ręce hybrydowe coupe Bawarczyków, moją jedyną właściwie uwagą była fatalna wręcz jakość użytych w środku materiałów. Teraz wreszcie i8 ma wnętrze, na które zasługuje. No, prawie. Są jeszcze miejsca pokryte twardym i tanim plastikiem, a i same elektroniczne zegary wyglądają jak dziecięce naklejki. Do reszty rzeczy nie można jednak się w żaden sposób przyczepić. Zresztą jest nie tylko ładnie, ale i praktycznie.
CZYTAJ TAKŻE: BMW i3s: Radość na krótkiej smyczy
Projekt jest dość typowy dla BMW, a to oznacza, że wszystko jest logicznie rozplanowane i wygodne w użytkowaniu. Z miłych akcentów, tam gdzie w modelu ze stałym dachem znaleźlibyśmy imitację tylnych foteli, tu znalazło się dość miejsca na wygospodarowanie sprytnej wnęki, do której można wrzucić średnich rozmiarów podróżną torbę. To bardzo dobre rozwiązanie, bo miejsca na bagaż zbyt wiele nie ma.