Reklama

Aston Martin Vanquish: Powrót na szczyt

Aston Martin Vanquish 2025 to hołd dla motoryzacji z duszą. V12 bez dodatków, elegancja bez kompromisów i emocje, których nie da się niczym zastąpić.

Publikacja: 04.12.2025 06:28

Aston Martin Vanquish: Powrót na szczyt

Foto: Albert Warner

Aston Martin Vanquish 2025 to hołd dla motoryzacji z duszą. V12 bez dodatków, elegancja bez kompromisów i emocje, których nie da się niczym zastąpić.  Wiecie, co ma wspólnego zorza polarna, Mount Everest o wschodzie słońca, nocne niebo pełne gwiazd na pustyni Atacama i Aston Martin Vanquish? Są zjawiskowo piękne i zapierają dech w piersiach. Vanquish to coś więcej niż samochód. To dzieło sztuki i jedno z najpiękniejszych aut, jakie dzisiaj są produkowane. Ba, to jeden z najpiękniejszych samochodów, jakie kiedykolwiek powstały. Zachwyca z każdej perspektywy, w każdym świetle ma swój urok i odkrywa nowe detale i linie. Nawet gdyby miał silnik od kosiarki, to nie straciłby nic na swojej atrakcyjności. Ale tu jest znacznie lepiej, bo pod maską drzemie prawdziwe, klasyczne V12.

Nie każdy samochód wywołuje emocje jeszcze zanim go uruchomisz. Vanquish 2025 robi to bez wysiłku. Wystarczy, że na niego spojrzysz. Sylwetka jest czystą definicją proporcji: długi przód, nisko poprowadzony dach, muskularne tylne nadkola. Każdy detal zdaje się mieć swój sens. To nie projekt, to rzeźba. W epoce, w której aerodynamika często odbiera samochodom charakter, Aston Martin pokazuje, że forma może iść w parze z funkcją i pasją.  Dźwięk? Brutalny, lecz wytworny. Tytanowy układ wydechowy emituje ton o barwie, jakiej nie da się już dziś usłyszeć w świecie filtrów, norm, hybryd i elektryków. To nie jest hałas, to dźwięk z gatunku, który zawsze będzie fajny. Jak muzyka The Rolling Stones.

Vanquish to klasyczny GT – grand tourer, ale pod skórą tkwi ultranowoczesna maszyna. Nowe aluminiowe podwozie, karbonowe panele i adaptacyjne amortyzatory Bilstein DTX nadają mu precyzję prowadzenia, której brakowało poprzednim generacjom. Z tyłu pracuje elektroniczny dyferencjał, który potrafi sprawnie przenosić ogromny moment obrotowy, zamieniając auto z potężnego GT w zaskakująco zwinne coupe.

Na krętej drodze czuć, że to nie lekki sportowiec – 1835 kg masy własnej nie da się oszukać. Ale Vanquish potrafi zaskoczyć. W zakrętach reaguje natychmiast, z precyzyjnym, trochę ciężkim, ale nieprzesadzonym układem kierowniczym. Balans auta jest bardzo neutralny, ale nawet przy włączonych systemach kontroli tył potrafi lekko zatańczyć. To samochód, który wymaga rozsądku, nie brutalności. Nagrodą jest poczucie harmonii i mocy – rzadkie połączenie w świecie oślepiających osiągów.

Kiedy obudzimy 823 konie mechaniczne, to każde przyspieszenie będzie miało w sobie teatralność połączoną z dreszczykiem emocji, którego próżno szukać nawet w bardzo szybkich elektrykach. Pełen gaz w tym aucie przypomina bardziej start samolotu niż klasyczne przyspieszenie. Przy tym wszystkim Vanquish świetnie nadaje się na dalekie trasy. Zawieszenie w trybie GT potrafi być komfortowe, pochłaniające nierówności, a wnętrze wypełnione jest aromatem skóry i przypomina klubową lożę.

Reklama
Reklama

Wnętrze nareszcie doczekało się odpowiedniej prezencji. Nisko osadzony fotel, szeroki tunel, fizyczne przyciski, duży centralny selektor trybów jazdy. To luksus, który nie krzyczy, ale mówi szeptem. Każdy materiał – od skóry po szczotkowany metal – ma w sobie coś niemal rzemieślniczego. W erze dotykowych ekranów Vanquish wciąż daje kierowcy przyciski, które można poczuć.

Owszem, nie jest idealny. Szklany dach bez przyciemnienia i rolety potrafi się nagrzać, a brak systemu unoszenia przodu może zaboleć przy hotelowym podjeździe. Ale to detale. W samochodzie, który przypomina koncert symfoniczny, można wybaczyć jedną czy dwie fałszywe nuty. Vanquish 2025 to pożegnanie pewnej epoki. V12 bez wspomagania prądem, bez filtrów emocji, bez cyfrowych sztuczek. Samochód, który łączy surową moc z elegancją, jakby ktoś połączył Jamesa Bonda z Beethovenem. Nie jest najszybszy na świecie, nie jest najbardziej zaawansowany technicznie, ale jest jednym z ostatnich, który naprawdę ma duszę. Jeśli istnieje coś takiego jak motoryzacyjny romantyzm, Aston Martin Vanquish jest jego ostatnim akordem. I brzmi on potężnie.

Za Kierownicą
Elektryczny Raj. Jak Alpy zamieniły się w gigantyczny ładowarkę
Za Kierownicą
Skoda Elroq 50 czy 85? Która wersja elektrycznego SUV-a ma więcej sensu
Za Kierownicą
Sprawdzamy Porsche Cayenne. Pustynia Błędowska zamiast autostrady
Za Kierownicą
Seal 06 DM-i Touring: BYD stawia na kombi. Hybryda plug-in z zasięgiem 1300 km
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Za Kierownicą
McLaren Artura Spider: Hybryda, która daje frajdę z jazdy
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama