Podczas Kongresu Nowej Mobilności Toyota pokazała cztery nowe modele. Do tej pory to hybryda kojarzyła się z Toyotą, a dziś widzimy, że w bagażniku można znaleźć także kable do ładowania.

Tak, to jest chyba znak czasów. Mieliśmy okazję sprowadzić tu przedpremierowo, za zgodą centrali, samochody, które za kilka miesięcy dopiero pojawią się w produkcji seryjnej i w salonach. I to zrobiliśmy. Dlatego mamy tak duże stoisko – cztery nowe elektryczne, bateryjne Toyoty. Więc nie dziwimy się, że z punktu widzenia bywalców Kongresu to jest lekki szok.

Jak będzie wyglądać strategia Toyoty na najbliższe lata? Z jednej strony mamy zakaz dotyczący sprzedaży samochodów spalinowych w Unii Europejskiej – to perspektywa 2035 roku. Mamy też producentów, którzy deklarowali wyjście z silników spalinowych, ale robią krok wstecz, bo klienci wciąż ich potrzebują. Toyota kojarzyła się z hybrydą, zaczęliście państwo dodawać element elektryczny. A jak będzie w najbliższych latach?

Jesteśmy w szczęśliwej sytuacji, że stoimy dokładnie pomiędzy tymi deklaracjami. Z jednej strony nie musimy się cofać do spalinowych silników, bo my je właśnie kończymy oferować w naszych samochodach – mamy ostatnie modele w Aygo X i Corolli Sedan, ale to już końcówka. Tych samochodów praktycznie nie będzie. Zostaniemy przy hybrydach i hybrydach typu plug-in, więc będziemy łączyć silnik spalinowy z elektrycznym. W ostatnich trzech latach w Polsce sprzedaliśmy ponad 300 tysięcy nowych Toyot z czego około 90 proc. to hybrydy, które są cały czas ważne dla klientów Toyoty, również flotowych. W tym, przyszłym, a być może nawet w kolejnym roku hybrydy nie zostaną wycięte. Będziemy utrzymywali ten przejściowy napęd, który łączy w sobie elektrykę i spalinowy silnik. Trzeba pamiętać, że to już piąta generacja hybrydy w Toyocie, a za chwilę będzie szósta.

Warto dodać, że po mieście te samochody 70 proc. czasu jazdy, a nawet czasem więcej, pokonują w trybie elektrycznym. To są elektryki, ale jednak spalinówki. Nie musimy szukać gniazdka do ładowania, nie musimy przeliczać czasu, żeby samochód naładować. Podjeżdżamy pod stację benzynową, wlewamy benzynę 95, zajmuje to pięć minut i jedziemy dalej. Mniej emitujemy, a w mieście jesteśmy „bardzo elektryczni” – i tak zostanie. Ale, faktycznie, w Katowicach pokazaliśmy samochody elektryczne.

Jak z pana punktu widzenia i z punktu widzenia koncernu Toyota wygląda dziś sieć ładowania i jej wydolność? Nie możemy też zapominać, że energia w gniazdkach cały czas w znacznym stopniu pochodzi u nas z węgla…

To prawda. Dlatego łatwiej nam mówić o czystości energii w momencie, kiedy pracujemy na hybrydach, które sobie ten prąd wytwarzają podczas pracy silnika spalinowego, kumulują go w akumulatorze, odzyskują z rekuperacji przy hamowaniu i w ten sposób załatwiają potrzeby prądu dla sekcji elektrycznej. Ale idziemy do przodu, mamy nowe samochody na stoisku. Będziemy je wprowadzać stopniowo, a pewnym punktem odcięcia jest rok 2030, kiedy pojawią się kolejne normy emisji spalin, które wymuszą redukcję o kolejne 50 procent stanu obecnego. Hybrydami tego się już nie da osiągnąć. Więc przez rok 2026, mniej więcej do połowy, będziemy te samochody wprowadzać do salonów, do sprzedaży, do testowania jako już pełnoprawne auta jeżdżące i zarejestrowane. Wtedy zaczniemy spokojnie proces proponowania ich tym, którzy dziś jeżdżą hybrydami by mieli możliwość przesiadania się z hybrydy do auta elektrycznego.

Dziś rynek aut elektrycznych w Polsce, mimo że się bardzo mocno rozwija, stanowi niecałe 6 procent nowej sprzedaży. Tymczasem w Europie to 20 proc., a w Norwegii 98 proc. Dużo pracy przed nami i to będzie pewien proces.

Pytanie, jak wyglądałby nasz rynek bez dotacji do samochodów elektrycznych?

Świat tak funkcjonuje, Europa zwłaszcza. Są dotacje – Włochy, Holandia, Francja. Ale generalnie tak to działa: włączamy dopłaty, system działa; wyłączamy dopłaty, sprzedaż spada. Każdy naród ma te same bodźce i reaguje na te same sygnały wysyłane przez rząd, przez rynek czy przez państwo.

Jak państwo oceniacie sytuację na rynku w kontekście rozwoju gospodarczego – bo wszyscy się zastanawiamy, na ile polski konsument jest faktycznie mocny, na ile chce wymieniać sprzęty, którymi dysponuje na co dzień?

To prawda, widzimy pewne zahamowanie rynku, widzimy pewne wybory, przed którymi stoją nie tylko konsumenci prywatni, ale firmy, które mają swoje kalendarze wymiany samochodów. Oczywiście dla dużych firm i dużych flot nie ma dyskusji o przedłużaniu kontraktu, o przytrzymaniu tych samych samochodów jeszcze dłużej, bo oni idą swoim grafikiem korporacyjnym. Natomiast rzeczywiście, patrząc głównie przez pryzmat klientów indywidualnych czy mniejszych firm, nie planujemy w tym roku dużego wzrostu sprzedaży w porównaniu do roku poprzedniego. Zakładamy, że jeśli ten rok zakończymy na poziomie sprzedaży z zeszłego roku, to będzie sukces i to de facto może – według naszych wyliczeń – dać nam cały czas pozycję numer jeden na rynku pod względem sprzedaży.

Partner rozmowy: Toyota