W przyszłym tygodniu kluczowa Komisja Środowiska Parlamentu Europejskiego będzie głosowała nad celami emisji CO2 dla nowo produkowanych samochodów, sięgającymi 2030 roku. Komisja Europejska proponuje redukcję o 30 proc. w stosunku do tych, do których rynek ma dojść w 2020 r., bardziej ekologiczni eurodeputowani żądają nawet 50 proc. Tymczasem producenci samochodów mówią, że wciąż ambitne i kosztowne, ale realistyczne, jest obniżenie w tym czasie emisji CO2 o 20 proc. Na dowód prezentują raport przygotowany przez firmę konsultingową FTI, który straszy znaczącą redukcją zatrudnienia i kosztami gwałtownej rewolucji związanej z elektromobilnością. Od tego, jaką decyzję uzgodnią eurodeputowani, zależy przyszłość przemysłu samochodowego w Europie.
Zmiany są konieczne
Firmy motoryzacyjne nie mają w Europie ostatnio dobrej passy, szczególnie po dieselgate, czyli aferze dotyczącej instalowania przez koncern Volkswagena oprogramowania, które zaniżało poziom emisji na potrzeby badania dopuszczającego samochody do ruchu. Afera ujawniona najpierw w USA, a potem potwierdzona w Europie, spowodowała, że Bruksela przekonała państwa członkowskie do zmiany sposobu testowania emisji zanieczyszczeń przez pojazdy. Nowe, dużo bardziej precyzyjne testy WLTP, wprowadzone 1 września 2018 r., są znacznie bliższe rzeczywistym warunkom eksploatacji. Od września 2019 r. dojdzie do tego jeszcze obowiązek testów nowych aut w ruchu (RDE), rozważany jest również pomysł instalowania w każdym samochodzie aplikacji, która będzie mierzyła realny poziom emisji podczas jazdy.
– Popieramy te wszystkie zmiany – zapewnia Erik Jonnaert, sekretarz generalny ACEA, europejskiej organizacji skupiającej firmy samochodowe. Zwraca jednak uwagę, że po pierwsze, nawet nowy system testowania nie da w 100-procentach wiarygodnych danych o rzeczywistej emisji, bo mają na nią wpływ indywidualne czynniki, jak prędkość, temperatura powietrza, obciążenie auta a nawet styl jazdy kierowcy. Na pewno jednak wyniki będą dużo bliższe prawdy niż w poprzednio stosowanej metodzie. Po drugie, ponieważ nowy test WLTP jest znacznie bardziej wymagający, sprawdzenie samochodów zajmuje więcej czasu. To dlatego konsumenci obserwują teraz wydłużenie okresu od momentu zamówienia nowego auta do jego odebrania.
Według raportu firmy FTI przyspieszenie elektryfikacji samochodów może – docelowo – oznaczać utratę pracy przez nawet 60 proc. obecnie zatrudnionych w przemyśle motoryzacyjnym