W czasach, gdy większość producentów prześciga się w prezentacji kolejnych elektrycznych prototypów i cyfrowych wizji przyszłości, Lexus robi coś zupełnie odwrotnego. Zamiast kolejnego EV z przygaszonym charakterem, pokazuje światu Sport Concept – coupé z klasycznym V8 pod maską. I tym samym rzuca rękawicę Porsche 911 czy Mercedesowi-AMG GT. To decyzja odważna, wręcz kontrowersyjna, ale potrzebna. Bo prawda jest taka: jeśli zniknie dźwięk silnika, zapach spalin i fizyczna wibracja jednostki napędowej, samochody sportowe stracą część swojej duszy. Lexus zdaje się mówić: „nie poddajemy się, emocje wciąż są ważne”. Zresztą ten koncept idealnie pasuje do tego, co sądzi o samochodach Akio Toyoda, Przewodniczący Rady Dyrektorów Toyoty: - W Toyocie zawsze znajdą się ludzie, którzy będą z pasją rozwijać elektryczne samochody sportowe. Ale dla mnie prawdziwe auto sportowe to takie, które pachnie benzyną i ryczy silnikiem.
Lexus Sport Concept
Duch LFA w nowym wydaniu
Sport Concept czerpie garściami z historii Lexusa LFA – samochodu, który jeszcze 15 lat temu udowodnił, że Japonia potrafi zbudować prawdziwe auta sportowe. LFA był technologiczną operą na czterech kołach – wolnossący V10 brzmiał jak bolid F1, karoseria z włókna węglowego powstawała na specjalnie stworzonych krosnach, a cyfrowy obrotomierz musiał zastąpić analogowy, bo wskazówka nie nadążała za tempem, w jakim silnik wkręcał się na 9000 obr./min. Choć sprzedano zaledwie 500 sztuk, LFA stał się legendą. To on zdefiniował Lexusa jako producenta zdolnego do budowania nie tylko luksusowych limuzyn, ale też samochodów, które wywołują gęsią skórkę. Sport Concept ma być jego duchowym spadkobiercą. Nie kopią – bardziej nową interpretacją emocji, dostępną dla większej liczby kierowców, ale nadal wierną idei: auto sportowe musi być analogowe, piękne i żywe.
Lexus Sport Concept
Czytaj więcej
Lexus wycofał z rynku amerykańskiego hybrydową wersję modelu LC z powodu niskiego zainteresowania...