Sytuacja zmieniła się diametralnie po tym, jak rząd włoski poinformował o programie złomowania i dopłatach do pojazdów przyjaznych środowisku, czyli do aut z napędem elektrycznym i hybrydowym w wysokości 6 tys. euro do każdego wycofanego z dróg pojazdu. Jednocześnie zostaną podwyższone podatki dla wszystkich samochodów z wysokimi emisjami. Dla FCA oznacza to,że np. Jeepy produkowane w zakładzie w Melfi oraz SUVy Alfy Romeo wyraźnie podrożeją. – To całkowicie nowa sytuacja – przyznał w rozmowie z dziennikarzami dyrektor generalny FCA Mike Manley podczas trwającego Międzynarodowego Salonu Samochodowego w Detroit. – W tej sytuacji trzeba będzie się poważnie zastanowić i jeszcze raz dokonać rewizji strategii. Ale dopóki tego nie zrobimy, nie usłyszycie ode mnie żadnego komentarza – zastrzegł się Manley.
Michael „Mike” Manley, szef FCA / fot. Troy Harvey/Bloomberg
Przedstawiona w listopadzie 2018 strategia FCA przewidywała położenie nacisku na zyskowność produkcji we Włoszech, głównie dzięki modelom wysokomarżowym, takim jak Jeepy, Alfy Romeo i Maserati oraz aut niskoemisyjnych – elektrycznego Fiata 500. Ten model był wymieniany wcześniej jako możliwe nowe auto dla tyskiej fabryki FCA. Ale koncern powstrzymał się od ujawniania jakichkolwiek szczegółów dotyczących swoich zakładów poza Włochami. Był to zresztą program przygotowany jeszcze przez zmarłego w czerwcu 2018 ówczesnego szefa koncernu Sergio Marchionne.
Linia produkcyjna Alfy Romeo Gulia w fabryce we włoskim Cassino / fot. Matthew Lloyd/Bloomberg
Mike Manley nie był w Detroit w dobrym humorze. Przyznał, że cła na stal i aluminium, jakie wprowadził prezydent USA, Donald Trump uszczuplą finanse FCA o 300-350 mln dolarów. Kłopoty, które spowodują finansowe konsekwencje, pojawiły się także z powodu paraliżu w rządzie amerykańskim, co opóźnia certyfikację dużych aut dostawczych, które stanowią mocną stronę oferty FCA w USA.