W Polsce brak statystyk obrazujących skalę problemu, ale jak podaje Polska Izba Ubezpieczeń w raporcie „Nowa miejska mobilność. Co oznacza dla ubezpieczeń?” – w 2018 roku w Stanach Zjednoczonych miało miejsce ok. 1,5 tys. wypadków z poważnymi (tj. wymagającymi hospitalizacji) urazami, w których uczestnikami byli użytkownicy elektrycznych hulajnóg. Między styczniem a kwietniem 2019 r. we Francji zginęło pięciu użytkowników e-hulajnóg, również w Polsce głośno ostatnio było o nastolatku, który w centrum Warszawy, jadąc po chodniku zderzył się z pieszą, która w konsekwencji trafiła do szpitala.
CZYTAJ TAKŻE: OC na e-rowery? Pomysł na razie do zamrażarki
Według operatorów platform w minionym roku zrealizowano ok. 30 mln przejazdów, co oznacza, że w tym czasie wydarzyło się około 50 poważnych wypadków w przeliczeniu na każdy milion przejazdów. Dla porównania, w przypadku rowerów były to około dwa poważne urazy na milion przejazdów.
Brawura i brak wyobraźni
E-hulajnogi dostępne są w Polsce od kilku miesięcy i wiele osób korzysta z nich po raz pierwszy, nie znając zasad użytkowania tego sprzętu. Poruszający się UTO nierzadko nie kontrolują jednośladu przy wysokiej prędkości (do 25 km/h) czy dynamicznym przyspieszeniu. Wpadają na pomysły jazdy w tandemie, czy przy jednoczesnym obsługiwaniu smartfona. Sami piesi również nie są przyzwyczajeni do obecności nowych środków transportu na chodnikach. Skutkiem tego są najczęściej złamania i pęknięcia kości, urazy głowy oraz skaleczenia, stłuczenia i zwichnięcia.
Problem, jak mają po mieście poruszać się elektryczne hulajnogi dotyczy całej Europy, m.in. w Paryżu / fot. Anita Pouchard Serra/Bloomberg
Foto: moto.rp.pl
E-hulajnogi z chodników jednak nie znikną. – Będą mogły się po nich poruszać, gdy nie będzie drogi dla rowerów i dopuszczalna prędkość na drodze obok chodnika będzie wyższa niż 30 kilometrów na godzinę – tłumaczy Rafał Weber, wiceminister infrastruktury. A takich dróg mamy jednak w Polsce większość.