Mijają trzy lata od wybuchu dieselgate, gdy okazało się, że Volkswagen, a może też inne koncerny, instalował na masową skalę oprogramowanie zaniżające wyniki emisji spalin. Czy można powiedzieć, że wszystko, co dziś w Europie zjeżdża z taśm produkcyjnych, już spełnia normy ekologiczne? I że te samochody bardziej trujące, z podejrzanym oprogramowaniem, zostały naprawione?
Jeśli chodzi o nowe samochody, to zarówno już wprowadzone regulacje, jak i te które wkrótce wejdą w życie, nie pozwolą na powtórkę takiej afery. Natomiast jeśli chodzi o auta do naprawy, to nie jesteśmy usatysfakcjonowani poziomem ich sprawdzania w niektórych krajach w ramach tzw. akcji przywoławczych. Przeciętnie w Europie poziom kontroli wynosi 77 proc., a są kraje, w których sięga on 100 proc., ale w naszej części Europy — Polsce Rumunii i Słowacji — to jest w okolicach 40 proc. Czyli mniej niż połowa samochodów z urządzeniami nielegalnie obniżającymi wyniki emisji spalin jest sprawdzona. Mówi się o zanieczyszczeniu powietrza, a przecież auta są trzecim tego źródłem. Więc trzeba coś z tym zrobić, rząd musi współpracować z koncernami. Akurat z ich strony nie ma problemu, po trzech latach od wybuchu afery ich zachowanie jest dużo mniej aroganckie.
CZYTAJ TAKŻE: Dieselgate: były prezes Volkswagena ma kłopoty w USA
Nie bardzo rozumiem, dlaczego w Polsce i kilku innych krajach naszego regionu te wskaźniki są niższe. Przecież akcja wymiany urządzeń nie obciąża ani rządów, ani konsumentów, tylko koncerny. Więc o co chodzi?
Wysłałam list do ministrów kilku krajów z apelem o wprowadzeniem obowiązku przywoływania samochodów. Nie wiem dlaczego niektóre rządy nie chcą tego zrobić. Szczególnie w krajach, które mają problemy z zanieczyszczeniem powietrza, jak Polska. I do których, jak do Polski, sprowadza się dużo starych i tanich aut, w większości z silnikiem diesla. I tam zresztą odpływają takie pojazdy z krajów, gdzie jest prowadzona obowiązkowa akcja przywoławcza. Ale nawet jeśli rząd nie zamierza wprowadzić obowiązku takich działań, to można tak współpracować z firmą, żeby jednak te wadliwe elementy zostały wymienione. Jestem przekonana, że Volkswagen by to zrobił. Ale niektóre państwa, Polska też, zasłaniają się ochroną danych osobowych. Można by przecież zmienić przepisy, albo po prostu wprowadzić obowiązek sprawdzenia takich aut w czasie okresowych kontroli technicznych. Jestem przekonana, że od strony prawnej czy administracyjnej jest to możliwe.