Smart fortwo to maluch, Suzuki Swift i Renault Clio to auta miejskie, a i30 jest kompaktem. Choć różnią się wielkością, ceną i mocą, każdy z nich chce, żeby nazywać go hot hatchem. Aby określić, jakie cechy powinien mieć hot hatch, trzeba cofnąć się do początków istnienia tych aut, czyli do 1975 roku, kiedy inżynierowie Volkswagena opracowali Golfa GTI. Prekursor tej klasy samochodów miał efektowną stylizację, wzmocniony silnik, usztywnione zawieszenie, praktyczne wnętrze i niewygórowaną cenę. Jak te pierwotne cechy mają się do dzisiejszych realiów? Sprawdzamy na przykładzie czterech modeli, z których każdy jest z trochę innej bajki. Do licytacji na frajdę z jazdy za (stosunkowo) niewielkie pieniądze stają cudaczny Smart Fortwo w najszybszej wersji Brabus, niezbyt mocne, ale lekkie Suzuki Swift Sport, hardcorowe i mało wygodne Renault Clio z limitowanej serii R.S.18 oraz bardzo szybki, chociaż również dość drogi, Hyundai i30 N.
Hot hatche przykuwają uwagę zadziorną stylizacją, z którą w parze idą zazwyczaj ponadprzeciętne osiągi. Choć zdarza im się też kuglować na potęgę. Przykładem niech będzie przejaskrawiony Smart Brabus, na którego „image” składają się kieszonkowy rozmiar, duże koła rozstawione w rogach karoserii i cukierkowata stylistyka (cechy każdego Smarta Fortwo), ale również elementy typowe dla najostrzejszej odmiany Brabus – efektowny kształt zderzaków i obręczy kół, dwie owalne końcówki wydechu oraz nazwa. Przydomek Brabus dodaje mu męskości, bo to imię budzące szacunek i skojarzenia z potężnymi Mercedesami. Niemniej jednak to „smartowość” tego auta i czerwone poszycie dachu (wersja ze składaną jego górną częścią) najbardziej przyciągają wzrok na ulicy. Fortwo za wszelką cenę stara się przekonać, że jest poważnym samochodem. Odwrotnie jest z Suzuki, którego karoseria nie zdradza szczególnie sportowych aspiracji. Większość postronnych osób nawet nie zauważy rozstawionych po bokach zderzaka końcówek wydechu czy spojlera na pokrywie bagażnika. Mniej anonimowe jest Clio, którego kolekcjonerska odmiana R.S.18 (inspirowana zespołem Renault w F1) ma lakierowane na czarno wszystkie listwy, kratki, a nawet dyfuzor, logo marki i oznaczenie modelu. Wyróżniają się tylko żółte detale, jak listwa w przednim zderzaku i kapsle felg, ale nie przyciągają one wzroku tak, jak robią to czerwone detale na karoserii Hyundaia. Pewnie dlatego, że tak dobrze współgrają z bladoniebieskim lakierem, jaki i30 odziedziczył po rajdówce WRC. Świetnie prezentują się też duże obręcze kół, dwupoziomowy spojler na pokrywie bagażnika, dwie końcówki wydechu i czarne elementy aerodynamiczne u dołu zderzaków i progów. Mimo to Hyundai nie wywiera takiego wrażenia, jakie robi szpanerski Smart.