Życie z limuzyną jest trudne. To samochód, który został stworzony dla ludzi, którzy nie mają na co wydawać pieniędzy, po to, by ich ego zostało odpowiednio połechtane. Są wielkie, trudne w codziennym użyciu, zajmują masę przestrzeni. I niemiłosiernie trują swoimi potężnymi silnikami. Samo zło.
fot. moto.rp.pl/Maciej Gis
Stojąc w kolejce po prąd
W towarzystwie tych wielkich i potężnych potworów trudno być „eko”. Chociaż… Są wszak „ekologiczniejsze” odmiany tych samochodów. Takim przykładem jest BMW 745 Le, hybryda plug-in. Brzmi bardzo emocjonująco. Z pewnością fani elektromobilności zechcą przyjrzeć się temu wynalazkowi przyszłości i może nawet ochoczo podbiegną, aby w garażu podpiąć mu wtyczkę do gniazdka.
fot. moto.rp.pl/Maciej Gis
Jednak zapewne wtedy aktywiści zauważą, że jednak pod maską mruczy silnik benzynowy o sześciu cylindrach ustawionych w rzędzie, a więc z rury wydechowej niekoniecznie lecą fiołki. A jak poczytają broszurę producenta szybko dowiedzą się, że na samym prądzie ten samochód może przejechać do 50 km i to z prędkością nie większą niż 140 km/h, a tak „daleko” jedynie dlatego, że baterie zostały powiększone o 20 procent w porównaniu do wcześniejszych prób ekologizowania limuzyn. Liczona łącznie moc systemowa tego zestawu elektryczno-spalinowego to 394 KM (silnik spalinowy generuje 286 KM) i 600 Nm momentu obrotowego. A tak w ogóle, to niezależnie od rodzaju zasilania zasięg tego potwora jest niewielki – na pełnym baku przejedzie około 400 km. Nawet się nie zdziwię, gdy aktywiści poczują się oszukani. Chociaż czasem da się jednak przejechać kawałek na prądzie, jeśli szef mieszka wystarczająco blisko biura a w podróże służbowe lata wyłącznie samolotem lub helikopterem.