Wygląda jak wygląda. Kogo to obchodzi. Ma być pojemny i funkcjonalny. Do tego jeszcze ekonomiczny. Reszta? Jaka reszta? Gdy szef firmy kupuje wóz do roboty, to wybór Volkswagena, Opla, Renault czy Dacii nie będzie przecież podejmowany na podstawie modnego wyglądu. To przecież jasne.
fot. Krzysztof Galimski
Jasne? Być może, ale Francuzi nie byliby sobą, gdyby po prostu przyjęli to do wiadomości. Przede mną stoi typowy miejski „blaszak” – Renault Kangoo Express. To model, który ma już swoje lata. Konkretnie ma ich całe jedenaście. Niby w swoim życiu samochód przeszedł dwie modernizacje, ale to i tak już wiekowe auto. Poza tym ostatni face lift miał miejsce w 2013 r., czyli też już kawałek czasu. Oglądam sobie tę sylwetkę i stwierdzam, że jest całkiem, całkiem. Zawsze miło popatrzeć, gdy styliści postarali się zrobić dobrą robotę. Częściowo to kwestia nałożonego lakieru. Choć pewnie trudno w to uwierzyć, ale za ogniście czerwonym „kangurem” ludzie naprawdę się oglądali na drodze.
CZYTAJ TAKŻE: Renault Trafic Platforma Pack Clim: W podróż z pizzerią
No dobrze. To naprawdę nie jest tu najważniejsze. Każda inna cecha będzie istotniejsza przy rozważaniach o zakupie firmowego pojazdu. Szczególnie tak specyficznego, ze specjalną zabudową warsztatową. Do niej niedługo przejdziemy, ale najpierw zwrócimy uwagę na wygodę kierowcy. To bowiem pojazd, który będzie najczęściej służył w małych firmach. Takich, gdzie właściciel często sam zasiądzie za kierownicą, a nawet weźmie do ręki narzędzia i zajmie się robotą. Komfort ma tu więc pierwszorzędne znaczenie.