Renault Kangoo Express 1.5 dCi 90 Pack Clim: Ekonomia! Komfort! Styl?

Ładne dostawczaki to prawdziwa rzadkość. Zwykle nikt specjalnie nie przejmuje się tym, jak taki pojazd wygląda. To segment, w którym kupuje się patrząc na portfel, a nie na pracę stylistów.

Publikacja: 23.09.2019 09:00

Renault Kangoo Express 1.5 dCi 90 Pack Clim: Ekonomia! Komfort! Styl?

Foto: fot. Krzysztof Galimski

Wygląda jak wygląda. Kogo to obchodzi. Ma być pojemny i funkcjonalny. Do tego jeszcze ekonomiczny. Reszta? Jaka reszta? Gdy szef firmy kupuje wóz do roboty, to wybór Volkswagena, Opla, Renault czy Dacii nie będzie przecież podejmowany na podstawie modnego wyglądu. To przecież jasne.

""

fot. Krzysztof Galimski

Foto: moto.rp.pl

Jasne? Być może, ale Francuzi nie byliby sobą, gdyby po prostu przyjęli to do wiadomości. Przede mną stoi typowy miejski „blaszak” – Renault Kangoo Express. To model, który ma już swoje lata. Konkretnie ma ich całe jedenaście. Niby w swoim życiu samochód przeszedł dwie modernizacje, ale to i tak już wiekowe auto. Poza tym ostatni face lift miał miejsce w 2013 r., czyli też już kawałek czasu. Oglądam sobie tę sylwetkę i stwierdzam, że jest całkiem, całkiem. Zawsze miło popatrzeć, gdy styliści postarali się zrobić dobrą robotę. Częściowo to kwestia nałożonego lakieru. Choć pewnie trudno w to uwierzyć, ale za ogniście czerwonym „kangurem” ludzie naprawdę się oglądali na drodze.

CZYTAJ TAKŻE: Renault Trafic Platforma Pack Clim: W podróż z pizzerią

No dobrze. To naprawdę nie jest tu najważniejsze. Każda inna cecha będzie istotniejsza przy rozważaniach o zakupie firmowego pojazdu. Szczególnie tak specyficznego, ze specjalną zabudową warsztatową. Do niej niedługo przejdziemy, ale najpierw zwrócimy uwagę na wygodę kierowcy. To bowiem pojazd, który będzie najczęściej służył w małych firmach. Takich, gdzie właściciel często sam zasiądzie za kierownicą, a nawet weźmie do ręki narzędzia i zajmie się robotą. Komfort ma tu więc pierwszorzędne znaczenie.

""

fot. Krzysztof Galimski

Foto: moto.rp.pl

W środku wita nas morze czarnego plastiku. Na zdjęciach wygląda to trochę smutno, ale w małym dostawczaku to nie razi. Szczególnie, że jakość spasowania elementów jest absolutnie bez zarzutu. Miłym akcentem są aluminiowe obwódki konsoli centralnej i nawiewów. To prawdziwy metal, a nie pomalowany na srebrno plastik. Dodatkowo, dzięki wielkiej przedniej szybie, w kokpicie jest całkiem jasno. Wyposażenie też jest odpowiednie dla drugiej dekady XXI wieku. Wersja Pack Clim ma, jak nietrudno się domyślić, klimatyzację. Jest też nawigacja, system multimedialny i elektryczne sterowanie szybami. Jak na mały i tani miejski blaszak, jest całkiem w porządku.

CZYTAJ TAKŻE: Renault: Dostawcza ofensywa

Wewnątrz „mojego” Kangoo brakowało mi tylko jednej rzeczy, w którą wyposażony był testowany wcześniej przeze mnie elektryczny egzemplarz. Jak wszystkie pojazdy tego typu, mały Renault nie posiada bagażnika. No bo gdzie? Owszem, są schowki, a nawet półeczka nad głową, ale to wiadomo, że większe rzeczy się tam nie mają prawa zmieścić. To nierozwiązywalny problem. Miejsce w środku jest w końcu zbyt cenne, by je marnować na takie luksusy. Genialnym rozwiązaniem był umieszczony na tylnej ściance kabiny w elektrycznym „kangurze” solidny haczyk. Można na nim było powiesić sobie kurtkę, ale i siatkę z zakupami. Wspaniała rzecz i szkoda, że tu jej zabrakło.

""

fot. Krzysztof Galimski

Foto: moto.rp.pl

Można mieć też pretensję do twórców pojazdu o kilka ergonomicznych wpadek. Miejsce na napoje znajduje się pod hamulcem ręcznym. Jest więc w praktyce do użycia wyłącznie podczas postojów. Dotykowy ekran został zaś umieszczony tak daleko od kierowcy, że musiałby mieć ręce dłuższe niż nogi, by móc go obsługiwać. Szczęśliwie wszystkimi systemami da się sterować za pomocą przycisków. Wszystko to irytuje, ale w żadnym razie nie dyskwalifikuje “kangura”.

CZYTAJ TAKŻE: Renault Kangoo Z.E. Concept: 80 procent nowej generacji Kangoo

Jasne, że komfort to nie tylko wyposażenie, ale też jakość podróżowania. Silnik znajdujący się pod maską Kangoo to sprawdzona konstrukcja. Diesel o pojemności 1,5 litra rozwija moc 90 KM. Jego moment obrotowy to przyzwoite 200 Nm. Ta konstrukcja miała na początku swojego życia trochę problemów, ale zostały już dawno rozwiązane i obecnie jest to jednostka godna zaufania. I do tego piekielnie oszczędna. Podane przez producenta statystyki są jak najbardziej osiągalne i to bez szczególnego zmuszania się do eko-jazdy. Miałem już z tym silnikiem kilka razy styczność i nie przestaje mnie fascynować, jak można zadowalać się tak małą ilością „pożywienia”.

""

fot. Krzysztof Galimski

Foto: moto.rp.pl

Tu jest to ważniejsze od wyśrubowanych osiągów. Tych bowiem nie ma co się spodziewać, choć trzeba przyznać, że Kangoo całkiem sympatycznie przyspiesza i nie czuć, żeby mu brakowało mocy. Na papierze statystyki wyglądają dość słabo. Przyspieszenie do 100 km/h zajmuje tu nieco ponad 13 sekund, a wskazówka prędkościomierza zatrzymuje się na 163 km/h. To jednak pojazd, który większość czasu będzie poruszał się po mieście, więc takie osiągi są jak najbardziej na miejscu. Oczywiście, jeżeli trzeba będzie dojechać do roboty do innej miejscowości, to już przydałoby się coś, czym łatwiej będzie wyprzedzać TIR-y na autostradzie czy kombajny na drogach powiatowych.

CZYTAJ TAKŻE: Renault Master dci 170 BMB: A gdybym miał wywrotkę…

Pięciobiegowa skrzynia manualna jest bardzo precyzyjna, jej jedyną wadą jest to, że nie ma jednego przełożenia więcej. Na trasie ręka sama mi wędrowała próbująć wrzucić nieistniejącą „szóstkę”. Ale nawet i bez szóstki francuskiego blaszaka prowadzi się zadziwiająco pewnie. Nawet przy maksymalnych dozwolonych w Polsce prędkościach jest całkowicie stabilny. Nie buja się na zakrętach i nie jest specjalnie podatny na boczne podmuchy wiatru. I to mimo tego, że jest miękko zawieszony – jak na Francuza przystało. I jest to bardzo dobre. Sportowca z Kangura w dieslu i tak się przecież nie zrobi, więc przynajmniej może być wygodnie.

""

fot. Krzysztof Galimski

Foto: moto.rp.pl

Gdy już się dojedzie na miejsce, czas otworzyć tylne drzwi i spojrzeć na to co odróżnia naszego „kangura” od innych. Zabudowa warsztatowa została wykonana przez samo Renault. Wewnątrz ładowni znajdziemy szafkę z drewnianej sklejki. Wygląda całkiem estetycznie i trzeba też przyznać, że całość została zmontowana solidnie i z porządnych materiałów. Jest to też jednak dość podstawowa szafka – bez szufladek czy innych udogodnień utrzymujących na miejscu drobniejsze przedmioty. Nadaje się więc do przechowywania rzeczy już zapakowanych w pudełka. Przewożenie młotków, śrubokrętów czy gwoździ luzem nie byłoby najlepszym pomysłem. Naprzeciwko zamontowano uniwersalną szynę do mocowania ładunku. Niewiele można o niej powiedzieć. Szyna jak szyna. Solidna, porządna i leży na odpowiedniej wysokości. Tylne okna wyłożono zabezpieczeniem z plastikowej siatki, co ma zapobiec uszkodzeniu przez nieprzymocowane towary przewożone w ładowni. Do tego wszystkiego dochodzi podłoga wyłożona antypoślizgową wykładziną i doświetlenie paki LED-ową lampą.

""

fot. Krzysztof Galimski

Foto: moto.rp.pl

Cena Renault Kangoo Express w najbogatszej wersji Pack Clim, z 90-konnym dieslem i zabudową to 56 tys. zł. Oczywiście mówimy o cenie netto – jak zwykle przy samochodach użytkowych. Nie jest źle. Szczególnie, że mamy do czynienia z pojazdem bardzo oszczędnym i tanim w eksploatacji. Sama konstrukcja może nie jest najnowsza, ale czy to jakaś wada? To nie jest segment, który goni za modą. Omijają go też nowinki w postaci cyfrowych zegarów czy olbrzymich monitorów. W kontekście wyposażenia też wiele się nie zmienia. Czy więc wciąż warto rozważyć “kangura” jako pojazd firmowy? Moim zdaniem tak. Jest wygodny i przyjemnie się nim jeździ nawet w dalsze trasy. Od strony praktyczniej nie wyróżnia się specjalnie, ale też nie zawodzi. Przede wszystkim jednak jest niezwykle ekonomiczny.  I to w każdym przedsiębiorstwie ma kluczowe znaczenie.

Wygląda jak wygląda. Kogo to obchodzi. Ma być pojemny i funkcjonalny. Do tego jeszcze ekonomiczny. Reszta? Jaka reszta? Gdy szef firmy kupuje wóz do roboty, to wybór Volkswagena, Opla, Renault czy Dacii nie będzie przecież podejmowany na podstawie modnego wyglądu. To przecież jasne.

Jasne? Być może, ale Francuzi nie byliby sobą, gdyby po prostu przyjęli to do wiadomości. Przede mną stoi typowy miejski „blaszak” – Renault Kangoo Express. To model, który ma już swoje lata. Konkretnie ma ich całe jedenaście. Niby w swoim życiu samochód przeszedł dwie modernizacje, ale to i tak już wiekowe auto. Poza tym ostatni face lift miał miejsce w 2013 r., czyli też już kawałek czasu. Oglądam sobie tę sylwetkę i stwierdzam, że jest całkiem, całkiem. Zawsze miło popatrzeć, gdy styliści postarali się zrobić dobrą robotę. Częściowo to kwestia nałożonego lakieru. Choć pewnie trudno w to uwierzyć, ale za ogniście czerwonym „kangurem” ludzie naprawdę się oglądali na drodze.

Pozostało 87% artykułu
Za Kierownicą
Podróż Rolls-Roycem Ghost po USA. Wyjątkowość miejsc i chwil
Za Kierownicą
Porsche elektrycznie. Jazda po torze e-nowościami i bicie rekordu
Za Kierownicą
Skoda Kodiaq: SUV, który potrafi wszystko
Za Kierownicą
Porsche Taycan Cross Turismo 4S: Zwykła podróż na prądzie przez pół Europy
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Za Kierownicą
Audi S8: S jak sport, siła i subtelność