Fot. Hyundai
Nieco ponad 6 kg (156 litrów) wodoru. Tyle mieści się w trzech zbiornikach umieszczonych z tyłu auta. To niestety powoduje, że masa samochodu zbliża się niebezpiecznie do 2 ton. Tym samym nie jest to demon prędkości, mimo że do jego napędu wykorzystuje się silnik elektryczny. Trudno. Trzeba było przekonać się o tym na własnej skórze. Po paru minutach tankowania odpalam następcę wodorowego ix35 i wcisnąłem gaz do dechy. Już po 9,2 sekundach widzę na prędkościomierzu 100 km/h. Podczas krótkiej przejażdżki to by było na tyle. Jednak według oficjalnych danych maksymalnie rozpędzić się można do 179 km/h. Dla wielu będzie to rozczarowująca wartość, ale z drugiej strony jest ona w zupełności wystarczająca. W końcu w większości krajów Europy przepisy są rygorystyczne i mało kto chce przekraczać dozwoloną prędkość.
CZYTAJ TAKŻE: Wodorowa alternatywa
Nowa, stara technologia
Mówiąc o mocy warto wspomnieć o jego technicznym zaawansowaniu. Jak łatwo się domyślić układ napędowy nie różni się znacząco od tego, co znamy z samochodów elektrycznych. Jest silnik elektryczny o mocy 163 KM, wytwarzający 395 Nm maksymalnego momentu obrotowego), bateria (wielkościowo odpowiada tym, które montuje się w hybrydach) oraz dodatkowo: zbiorniki na wodór i ogniwo paliwowe, wykorzystywane do wytwarzania energii elektrycznej, niezbędnej do zasilania silnika. Warto też wspomnieć, że producent objął układ napędowy 10-letnią gwarancją z limitem 160 tys. km.
fot. moto.rp.pl/Maciej Gis