Czemu nie słychać znajomego klekotu wolnossącego diesla? Odpowiedź jest prosta: ropniaka pod maską nie ma, jest za to silnik elektryczny. A poza tym blaszana buda, niewielkie koła, proste linie. Trudno się zachwycać tą sylwetką. Nie jest brzydka, ale też nie chwyta za serce. Jest po prostu praktyczna i funkcjonalna.
fot. Krzysztof Galimski
Nawet u Francuzów czasem forma musi ustąpić treści. Wykończenie wnętrza też jest typowo robocze. Jest twardo, czarno i plastikowo, za to… naprawdę wygodnie. I to pod każdym względem. Ergonomia – bez zarzutu. Na tylnej ścianie zamontowano sprytny haczyk. Można powiesić na nim kurtkę, marynarkę lub torbę z drobnymi zakupami. Fotele – nie za miękkie, nie za twarde. Idealnie. Zawsze gdy wchodzę do „roboczego” samochodu jestem zachwycony tym, o ile jest w nim bardziej komfortowo niż w kompakcie lub co dopiero miejskim samochodzie.
CZYTAJ TAKŻE: Peugeot Traveller Long: Ale jestem duży!
Moc wynosząca równe 60 koni to nie jest coś, co może budzić radość. Przyspieszenie do 100 km/h w dwadzieścia sekund i prędkość maksymalna wynosząca 130 km/h także nie budzi zachwytu. Ale to tylko suche liczby. Wbrew pozorom elektryczne Kangoo ma wystarczająco siły, by bez trudu radzić sobie w mieście. Dzięki temu, że cała moc i moment obrotowy są dostępne od razu, to startem spod świateł można zaskoczyć niejeden samochód. Świetnie działa też system odzyskiwania energii. Wystarczy tylko odpuścić gaz, by samochód zaczął hamować. Praktycznie jeździ się wiec z użyciem tylko jednego pedału.