Z jednej strony mamy na szali doznania estetyczne, z drugiej – niewątpliwą przyjemność robienia niespodzianek choćby podczas startu spod świateł. Projektantom Renault trudno się było zdecydować. Clio RS Trophy dla większości przechodniów będzie po prostu kolejnym, miejskim samochodem, jakich wiele porusza się na naszych drogach. Wystarczy jednak chwilę się zatrzymać i uważniej przyjrzeć, by wyłowić kilka akcentów, które wyróżniają wersję RS Trophy od słabszych braci. Najłatwiej zauważyć ustawione w szachownicę reflektory do jazdy dziennej. Później oko zaczyna wychwytywać inne detale – czerwone zaciski hamulców i dyskretne loga „RS”, osadzone w tylnym dyfuzorze końcówki wydechu firmy Akrapovic zrobione z włókna węglowego. Jeżeli zaś ktoś ma oko rozróżniające więcej niż osiem podstawowych kolorów, może też zauważyć, że zastosowany lakier „RS” (dodatkowe 6 tys. zł) nieco różni się odcieniem od normalnego żółtego z cywilnych aut.
fot. Krzysztof Galimski
Wnętrze jest wykonane z lepszych materiałów i ma trochę czerwonych wstawek, ale tak naprawdę możemy się tam poczuć prawie jak w typowym Renault Clio. Prawie, bo do tego dochodzą sportowe, kubełkowe fotele i czerwone pasy bezpieczeństwa. O siedzeniach trzeba zresztą powiedzieć trochę więcej. Są absolutnie doskonałe. Nie dość, że zapewniają bardzo dobre trzymanie na zakrętach, to dodatkowo są dość miękkie i wygodne. Przy tak sztywno zawieszonym samochodzie to rozwiązanie zapewniające choć trochę komfortu.
CZYTAJ TAKŻE: BMW 430i Gran Coupe M-Performance: Czy czerwone samochody jeżdżą szybciej
W usportowionych samochodach często można na centralnym monitorze wyświetlać takie wskazania, jak wykres używanej mocy, stan otwarcia przepustnicy czy graf przeciążeń. Czasem dostępny jest tylko jeden taki widok, czasem dwa czy nawet trzy. Tu mamy ich czternaście! Przesada? Pewnie że tak. Wyświetlane dane są potrzebne tylko zawodowym kierowcom wyścigowym, próbującym bić kolejne rekordy okrążeń na torze. Wtedy takie informacje, jak używana siła hamowania czy stopień wychylenia kierownicy są analizowane przez cały sztab specjalistów. Nikomu innemu się nie przydadzą. Mimo wszystko, to dobrze, że taka zabawka znalazła się na pokładzie. Może i nieprzydatna, ale bardzo klimatyczna i wprowadzająca atmosferę „poważnego sportowca”.