Zapowiadany od czterech lat przez kolejnych ministrów infrastruktury nowy, elektroniczny system poboru opłat, który miał działać od 3 listopada 2018 r. i objąć także samochody osobowe na płatnych autostradach, nie ruszy w tym terminie. Obecnie trudno nawet przewidzieć, kiedy to może się stać, a Ministerstwo Infrastruktury nie planuje na razie zwiększenia liczby odcinków, za które mieliby płacić kierowcy aut do 3,5 t.
3 listopada 2018 r. nadzór nad działającym od lipca 2011 r. systemem elektronicznego poboru myta od ciężarówek i autobusów viaTOLL, którego operatorem jest firma Kapsch, a także nad obsługą bramek na autostradach zarządzanych przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad, przejmie Główny Inspektorat Transportu Drogowego. Termin zakończenia umowy z Kapschem był wcześniej wskazywany jako moment zmiany systemu i objęcia nim całej sieci państwowych autostrad także dla aut osobowych. Tak się nie stanie. – Po dokonaniu przejęcia GITD planuje podjąć prace zmierzające do modyfikacji funkcjonalności Krajowego Systemu Poboru Opłat, tak by go udoskonalić i zwiększyć jego efektywność. Obecnie nie jest możliwe określenie, które kierunki okażą się najbardziej perspektywiczne – mówi Szymon Huptyś, rzecznik resortu.
Korki przy bramkach koncesyjnej autostrady A4 w kierunku Katowic / fot. Piotr Guzik/Fotorzepa
Odwlekanie decyzji o wyborze nowego systemu poboru opłat i objęcia nim wszystkich pojazdów poruszających się po polskich autostradach mocno odbija się na wpływach do Krajowego Funduszu Drogowego, z którego finansowane są inwestycje drogowe w Polsce. – Przykładowo: odcinek autostrady A2 pomiędzy Łodzią a Warszawą mógłby przynieść ok. 98,5 mln zł rocznie, licząc według obowiązującej na państwowych trasach stawki 10 gr/km. A to pozwoliłoby budować każdego roku od jednej do trzech obwodnic w małych miasteczkach – mówi Michał Beim, ekspert Instytutu Sobieskiego. Szacuje się, że objęcie opłatami całej sieci przyniosłoby rocznie nawet kilkaset milionów złotych.