Eksperci Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych (PSPA) podkreślają jednak: samochody elektryczne nie palą się częściej, ani groźniej niż samochody spalinowe. Palą się za to inaczej. Do przygotowanego w tej sprawie raportu dotarła „Rzeczpospolita”. W październiku ub. roku mieszkańców Warszawy zelektryzowała informacja o pożarze podziemnego garażu przy ul. Górczewskiej, gdzie spłonęło blisko pół setki aut. Pojawiły się spekulacje, że przyczyną było zapalnie się auta elektrycznego. Z tego powodu niektóre wspólnoty mieszkaniowe wprowadziły nawet zakazy ładowania w garażach takich samochodów. Tymczasem ani straż pożarna ani prokuratura prowadząca w tej sprawie dochodzenie nie potwierdziły takiego wątku. PSPA przywołuje natomiast w raporcie opinię rzeczoznawcy ds. zabezpieczeń przeciwpożarowych. Miał stwierdzić, że w spalonym garażu nie parkował żaden „elektryk”, a samochód który na podstawie zdjęć niektórzy uznawali za źródło pożaru był dieslem.
CZYTAJ TAKŻE: Uratował ludzi z pożaru. Dostał od Toyoty nowy samochód
Najczęstszą przyczyną samozapłonu w samochodach benzynowych są nieszczelności w układzie paliwowym. Wypływające paliwo może zapalić się od pojedynczej iskry. Pożary bywają też wywołane rozgrzanym katalizatorem i jego kontaktem z podłożem, np. suchą trawą. Ale taka sytuacja dotyczy wyłącznie pojazdów z napędem konwencjonalnym.
Kiedy może dojść do pożaru samochodu elektrycznego? Raport PSPA wymienia kilka scenariuszy. Samochody elektryczne są pozbawione układu paliwowego, świec i katalizatora, nie stosuje się w nich wysoce łatwopalnych cieczy, jak paliwo czy olej silnikowy. Ale źródłem pożaru może być akumulator i ekstremalne warunki zewnętrzne. Skrajnie wysokie temperatury mogą wpłynąć na wystąpienie niepożądanych reakcji chemicznych powodujących jego przegrzanie. Z kolei w bardzo niskich temperaturach wewnętrzny opór akumulatora wzrasta, co może powodować dodatkowe efekty cieplne, zwiększając ryzyko wystąpienia pożaru.
fot. AdobeStock