Politycy wolą nie drażnić obywateli i tradycyjnie, jak co roku w wakacje, szlabany na wiodącej nad Bałtyk autostradzie A1 idą w górę, aby zlikwidować tworzące się korki. Ministerstwo Infrastruktury tłumaczy, że ruch na krańcowych punktach poboru opłat w Rusocinie i Nowej Wsi występujący podczas wakacyjnych weekendów bywa nawet dwukrotnie większy niż średni dobowy ruch roczny. Zatory zawsze budzą ogromne emocje, a zdenerwowani kierowcy winą za tę sytuację obarczają zwykle tych, którzy są u władzy.
Straty pójdą w koszty
Dlatego swobodny przejazd przez bramki może być sposobem na ograniczanie „strat społecznych”, choć traci na tym Krajowy Fundusz Drogowy. Szlabany na A1 poszły w górę po raz pierwszy w 2014 r. Wówczas do KFD nie wpłynęło 14,6 mln zł z opłat, w kolejnym roku 33 mln zł, a w 2016 r., gdy resort zdecydował się jedynie na interwencyjne otwieranie bramek, niecałe 0,5 mln zł. W 2017 r. było to już 3,4 mln zł.
fot. Facebook Amber One
Obecnie ministerstwo zezwoliło, aby na okres wakacji zarządca A1 odstąpił od poboru opłat od wszystkich pojazdów na czas do 30 minut, gdy średnie oczekiwanie na uiszczenie opłaty w punkcie poboru opłat w Nowej Wsi lub w Rusocinie przekroczy 25 minut. Straty znów mogą sięgnąć kilku milionów złotych. Wolny przejazd może zostać przedłużony do 45 minut, jeżeli pół godziny nie wystarczy do rozładowania zatoru. Jednocześnie resort infrastruktury pozwolił na zaokrąglenie stawki opłaty za przejazd samochodów osobowych całym odcinkiem Rusocin–Nowa Wieś z 29,90 zł do 30 zł i na krótszych fragmentach tej trasy w sytuacji, gdy szlabany są zamknięte, żeby kierowcy szybciej przejeżdżali przez bramki wyjazdowe. – Dotąd szlabany były podnoszone po kilka razy w ciągu weekendu. Zdarzało się także, że ruch rozkładał się na tyle płynnie, iż nie było takiej konieczności – mówi rzeczniczka zarządzającej autostradą A1 spółki Gdańsk Transport Company Anna Kordecka.