Jeszcze do niedawna diesle były pożądane i znikały z salonów niczym ciepłe bułeczki. Nowoczesne silniki wysokoprężne potrafią być ekologiczne, oszczędne i bardzo dynamiczne. Niestety, z uwagi na nowe dyrektywy i silne lobby ekologów, popyt na nie sukcesywnie spada. Nie pomogła im też słynna dieselgate, wywołana przez koncern Volkswagena. Co więcej, kolejne miasta ograniczają możliwość poruszania się po wybranych strefach autami nie spełniającymi najwyższych norm. Jednym z pierwszych ośrodków został Hamburg. Na razie wyłączono z obiegu dwie ulice w ścisłym centrum, a efekt okazał się zaskakujący. Poziom szkodliwych tlenków spadł zaledwie o kilka procent, ale podniósł się w innych częściach aglomeracji, gdzie ruch znacznie się zwiększył.
W Hamburgu zakazano dieslom wyjazdu póki co na dwie ulice.
Podobna sytuacja ma miejsce w Paryżu. Anne Hidalgo zakazała wjazdu dieslom do niektórych części miasta. Ulice opustoszały, ale w innych arteriach metropolii poziom zanieczyszczeń wzrósł nawet o 50 procent. Mimo tego, kolejne ośrodki miejskie szykują się do wprowadzania stref wyłączonych dla pojazdów z jednostkami wysokoprężnymi. Jak na to reaguje największy rynek na Starym Kontynencie?
Niemcy nie spieszą się z wymianą diesli na benzynę
W zeszłym roku ruszył w Niemczech rządowy program mający na celu modernizację parku samochodowego. Wielu producentów pod naciskiem urzędników wprowadziło specjalną premię, wypłacaną przy oddaniu starego diesla i zakupie nowego modelu. Średnia wysokość dopłaty wynosi 6-7 tysięcy euro. Mimo dużej zachęty finansowej, akcja nie przyniosła spodziewanego rezultatu. Z oferty w ostatnim kwartale 2018 skorzystało zaledwie 27 tysięcy użytkowników. Przy pierwotnym założeniu, że do lipca 2019 r. zostanie wymienionych aż 1.5 miliona samochodów, osiągnięty rezultat podważa podtrzymywanie dalszych zachęt. Skąd taka niechęć Niemców?
Niektórzy producenci na rynku niemieckim wprowadzili premię przy oddaniu starego diesla i zakupie nowego modelu.