Nowa Denza Z9 GT, flagowy model luksusowej submarki BYD, to 5,2-metrowy elektryczny shooting brake z mocą blisko 1000 KM, trzema silnikami i zawieszeniem, które częściej kojarzy się z Maybachem czy z Taycanem. Brzmi jak science–fiction? Wystarczyło kilka minut jazdy i już wiedziałem jedno: Europa powinna traktować ten samochód poważnie.
Denza Z9 GT
Pierwszy kontakt z Denzą zaczyna się od sztuczek, które stały się wiralem. „Chód kraba”, obrót w miejscu o 360 stopni i automatyczne dociąganie tyłu do krawężnika podczas parkowania – to efekt skomplikowanego układu tylnych kół skręcających o 15 stopni w każdą stronę i dwóch potężnych silników elektrycznych przy każdym z kół. Na parkingu sąsiadom opadną szczęki. A potem zapytają, ile kompletów opon zużyjesz na te popisy – bo manewry odbywają się w tempie żółwia, za to ze sporym tarciem gumy.
Denza Z9 GT
Efektowność efektownością, ale Z9 GT robi wrażenie przede wszystkim jako auto. Shooting brake narysowany przez Wolfganga Eggera (Alfa 156, Audi Quattro Concept) jest duży, niski i zaskakująco zgrabny. Egger mówi o „lekkiej jak jedwab linii unoszącej się ponad grawitacją” – nie wiem, czy tak poetycko bym to ujął, ale to ładne auto. Prawdziwa przewaga Denzy zaczyna się jednak w środku. To samochód, w którym Chińczycy postanowili przebić Europę jej własną bronią – luksusem. OLED–y, 20–głośnikowy Devialet, dwie chłodziarki, czterostrefowa klimatyzacja, masaże, ogrom przestrzeni i fenomenalna jakość materiałów, której nie powstydziłby się Maybach czy Bentley. Jedynie kryształowe przełączniki są nieco „na wyrost”, ale poza tym kabina jest imponująca.