Kiedy misja Apollo 11 20 lipca 1969 roku o godzinie 20:17:40 wylądowała na Księżycu, mówili i pisali o niej wszyscy. Było to przełomowe wydarzenie. I mimo że później NASA lądowała na srebrnym globie jeszcze pięć razy, to nikt dzisiaj o tych kolejnych misjach nie mówi. Pamiętamy tylko dwie: pierwszą i tą najbardziej nieudaną, czyli Apollo 13. Widać po tym, że ludziom powszednieją nawet wielkie rzeczy. Nowy Ioniq 6 jest taką właśnie kolejną misją z lądowaniem na Księżycu – ważny, ale po prostu kolejny, elektryk w gamie Hyundaia. Ten, który zaliczył lądowanie jako pierwszy – Ioniq 5 – ściągnął na siebie tyle uwagi, że kolejny może wejść na rynek po cichu, bez splendoru i rozgłosu. A szkoda by było, bo „szóstka” to bardzo ciekawy samochód.
W Hyundaiu więcej to mniej. Patrząc na gamę modelową, Ioniq 6 ma być osadzony poniżej Ioniqa 5, a biorąc pod uwagę oznaczenie modelowe, wydawałoby się, że powinno być odwrotnie. A jednak, mimo że jest dłuższy, ma mniej miejsca w środku. No i cena (chociaż ta jest jeszcze nieznana) numeru sześć ma być poniżej piątki. Swoją drogą chyba żadna inna marka na rynku nie idzie tak różną drogą w elektromobilności, jak Hyundai. I mam tu na myśli wygląd, który w niektórych markach jest tak spójny, że trudno rozróżnić model od modelu. Tu jest odwrotnie i o takiej pomyłce nie ma mowy. Kiedy Ioniq 5 jest kwadratowy i wygląda jak zbudowany w Minecrafcie czy Tetrisie, Ioniq 6 jest tego przeciwieństwem – z aerodynamicznymi, opływowymi kształtami (współczynnik oporu powietrza 0,21) i niecodzienną sylwetką, która bardziej przypomina mniejszego brata Porsche Taycana niż któryś z modeli Hyundaia.
Czytaj więcej
Ioniq 5 to ważny samochód dla Hyundaia i równie istotny dla całej branży moto. Przygotowana do napięcia 800-wolt platforma E-GMP ustanawia w tej klasie nowe standardy i utrudni życie amerykańskiej i niemieckiej konkurencji.