Zielonego prawie nie ma, niebieskiego jest mało. A kolejka jest długa. Transport drogowy nie powinien stać w niej pierwszy, bo tu alternatywą dla aut na wodór są elektryki. Co innego w produkcji nawozów, stali, czy cementu, gdzie alternatywy nie ma. A jest olbrzymia emisja CO2. Tu są dwie kwestie: czas i ekonomia. Czas potrzebny na realizację projektów produkcji zielonego i niebieskiego wodoru. Takich projektów co roku przybywa. Choć wciąż to głównie plany. Zbieranie funduszy, załatwianie pozwoleń i budowa instalacji trwają lata. Zawsze trzeba od czegoś zacząć. Tak samo było w przypadku transformacji energetycznej. Pierwsze panele słoneczne i pierwsze turbiny wiatrowe były źle widziane, ponieważ były zbyt drogie. Teraz to zdrowy rozsądek. W Niemczech "zielony" wodór jest już tańszy niż "szary" wodór na stacjach tankowania.Ale nawet jeśli nie wszystkie projekty wypalą, to w ciągu dekady nastąpi skokowy wzrost produkcji zielonego wodoru. W Europie, ale przede wszystkim tam, gdzie jest potencjalnie dużo energii odnawialnej. A więc cały Bliski Wschód, Arabia Saudyjska, Dubaj, Oman, Emiraty. Wodorem zastąpią ropę, na której dotąd jechały. Maroko, Tunezja, Namibia, Chile, południowa Europa z Hiszpanią na czele też zaczną produkować zielony wodór. W instalacjach o mocy od 1 MW do 200-megawatowych elektrolizerów, bo taki właśnie ruszył w Chinach. Wzrost podaży i spadek cen diametralnie poprawią dostępność. Zniknie dylemat „albo transport, albo produkcja nawozów, cementu czy stali”.
A na razie trzeba wybierać. Dlaczego transport miałby być pierwszy?
Bo może przełknąć wyższe ceny wodoru niż przemysł. W transporcie wodór zastąpi benzynę i olej napędowy, które są drogie. W przemyśle – głównie węgiel i gaz ziemny, które są tańsze. Dlatego akceptowalny koszt przejścia na wodór w transporcie jest wyższy niż przy produkcji nawozów i stali, które musiałyby przez to radykalnie zdrożeć. Poza tym przemysł potrzebuje znacznie więcej energii niż transport. Ten ostatni będzie więc lepszym katalizatorem przejścia na wodór całej gospodarki i początkiem wodorowej ekonomii. Gdy podaż zielonego H2 wzrośnie a jego cena spadnie, za transportem pójdzie znacznie bardziej energochłonny przemysł.
Czyli przemysł na razie nie, bo pożarłby tyle zielonego wodoru, że zabrakłoby publicznych dotacji. Lepiej więc zacząć od branży, która nie wydrenuje tak szybko budżetu państwa.
Nowa ekonomia oparta na zielonej energii musi spinać się finansowo. Nie może wyłącznie polegać na dotacjach.Co będzie trudne, bo wodór jest drogi, ale też nieefektywny. By uczynić z niego nośnik energii, trzeba „na dzień dobry” włożyć sporo energii. I pogodzić się ze stratami ma kolejnych etapach. To smok pożerający własny ogon. Dużo w tym racji. Elektryczność można zaprząc do pracy od razu. A wodór trzeba najpierw wyprodukować, przetransportować i zamienić na prąd.