Hyundai, to nie tylko marka samochodów. Na ile ułatwia wam działalność przynależność do czebolu, czyli wielkiej grupy przemysłowo- usługowo- finansowej?
Fakt, że wszystkie wrażliwe komponenty, w tym półprzewodniki i baterie do aut elektrycznych jesteśmy w stanie wyprodukować sami, właśnie w ramach grupy daje nam wielką siłę. Tego komfortu nie ma chociażby nasza niemiecka konkurencja, a nam pozwala skupić się na biznesie przyszłości.
Powiedział pan, że Hyundai przestaje właśnie być producentem samochodów i zmienia się w aktywnego dostawcę mobilności. Jakie są kulisy tej decyzji? Czy chodzi tutaj wyłącznie o zabezpieczenie finansowe w przyszłości?
W żadnym wypadku. Każdy ma swój ulubiony model i markę samochodu. Ale nie ma żadnej gwarancji, że ta marka w przyszłości przetrwa. 25 lat temu nikt by nie pomyślał, że z rynku telefonów komórkowych znikną takie marki, jak Motorola, Blackberry, czy Ericsson. Weszły modele na przykład Samsung, czy Apple i mieliśmy do czynienia z innowacją, którą nie wszyscy przetrwali. Dzisiaj tak naprawdę mało kto wybiera konkretną markę laptopa. On ma służyć do określonych czynności i musi być niezawodny, czyli ważne jest co urządzenie ma w środku, a nie jego obudowa. Sądzę więc, że rynek motoryzacyjny przyszłości będzie podlegał takiej samej presji. A to, co się będzie liczyło, to zarządzanie marką, fakt posiadania własnych niezawodnych procesów i niezawodnego systemu produkcji. I w takim właśnie otoczeniu Hyundai zamierza znaleźć się w grupie rynkowych liderów. Mamy do tego dobre warunki startowe, jesteśmy w dobrej kondycji finansowej.
Do grupy motoryzacyjnej Hyundaia należy inna silna marka, to oczywiście Kia.