A czy występowanie na deskach teatru to nie jest coś co wymaga sporej odwagi?
Tak i początkowo byłam przerażona. Z resztą nie tylko wtedy. Kiedy dostałam propozycję zaśpiewania na festiwalu w Opolu to z ekscytacją zgodziłam się. Ale po odłożeniu słuchawki od razu pomyślałam - co ja robię?! Przecież ja nie potrafię śpiewać! Dlaczego ja się na to zgodziłam?! Ostatecznie ćwiczyłam tak długo, dopóki nie byłam w miarę zadowolona z efektów. Niespodziewanie otrzymałam nawet Nagrodę Dziennikarzy i Fotoreporterów! Tak samo było ze spektaklem i teraz z programem "Twoja twarz brzmi znajomo". Też jestem przerażona. Ale finalnie mam nadzieje, że wszystko ułoży się dobrze.
Ciekawe co będzie następne?
Od kilku miesięcy mój wzrok pada wyłącznie na samochody z numerem rejestracyjnym, który kończy się na literę H.. więc może... Hollywood? (śmiech). Marcin Dorociński mówił w wywiadzie o ponad tysiącu castingów, które wysłał zanim dostał możliwość zagrania w Mission: Impossible, więc ja mam jeszcze osiemset do nagrania. (śmiech)
Wróćmy do grania. Co dla Ciebie jest najtrudniejsze - teatr, telewizja czy śpiewanie?
Chyba śpiewanie. Lubię to, ale z pośród tych trzech rzeczy mam najmniejsze doświadczenie właśnie w tej dziedzinie. Nie jestem wykształcona w tym kierunku na tyle, żeby móc to robić tak jak bym chciała. W szkole teatralnej udało mi się jedynie zacząć raczkować w tym temacie. Jeszcze wszystko przede mną.
Ale po występie w Opolu były ochy i achy...
Tak, ale to było już jakiś czas temu (śmiech). Trzeba się rozwijać, nie można osiadać na laurach. Pozwolę sobie wrócić jeszcze do poprzedniego pytania. Jeżeli chodzi o porównywanie teatru z filmem to zdecydowanie bardziej stresuję się teatrem - to jest „żywa materia”. Jak się zapomni kwestii, partner nie wejdzie na scenę w odpowiednim momencie to trzeba się ratować. Wszystko dzieje się tu i teraz, nie można na scenie powiedzieć „przepraszam bardzo, pomyliłam się, to ja wejdę jeszcze raz i powtórzymy”. W filmie zawsze jest możliwość powtórki, a później dochodzi jeszcze montaż scen. "Bliżej" to sztuka napisana na cztery osoby. Kiedyś liczyliśmy wspólnie ile trwają nasze „sceny”, których w spektaklu jest kilkanaście. Średnio było to około 11 minut, praktycznie ciągłej obecności na scenie. Widzowie często wychodząc po spektaklu pytają nas jak jesteśmy w stanie zapamiętać tyle tekstu. Do tego wszystkiego przez 2 godziny i 45 minut jesteśmy w rozszalałych emocjach i później trzeba jakoś ochłonąć. To trudny emocjonalnie spektakl.
Spektakle gracie często "na taśmie" dzień za dniem przez kilka dni. Nie jest to jeszcze bardziej obciążające?
To jest trochę jak taki trening cardio (śmiech). Ale na emocjonalnym rollercoasterze. Niektórym się czasami wydaje, że taki spektakl nic aktora nie kosztuje: „co on tam robi, tylko przecież mówi tekst i się porusza po tej scenie. To nie może być męczące”. Gramy średnio po cztery spektakle w miesiącu. Myślę, że taki układ jest dobry, bo później, w przerwie mamy czas na regenerację.
Twój największy talent?
Zamartwianie się i zbyt szczegółowe analizowanie wszystkiego (śmiech). Ale tak szczerze mówiąc ostatnio usłyszałam w jednym z podcastów (The Mindset Mentor with Rob Dial) coś takiego: jednym z najczęstszych błędów jaki popełniają ludzie jest zamartwianie się rzeczami, które nigdy się nie wydarzą. Piszemy w naszych głowach czarne scenariusze: „a co jeśli mi nie wyjdzie”. Pozwalamy, żeby strach przejął nad nami kontrolę. A prawda jest taka, że tylko marnujemy tym swój czas, energię i możliwość rozwoju. „Jeżeli nie ryzykujesz niczego, ryzykujesz wszystko.” To nie jest proste, ale kto nie ryzykuje…
Pola Gonciarz
Foto: fot. Justyna Kozera
Czego się najbardziej boisz?
Latać samolotem (śmiech). Zawsze staram się stawiać czoła swoim strachom, dzięki temu mogę powiedzieć: nawet jeżeli mi się nie udało, to przynajmniej spróbowałam. Z samolotami jest trochę inaczej… ale po każdym locie, będąc już w domu przyznaje sobie taki „mentalny medal”.
Kiedy jesteś z siebie zadowolona?
Wychodzę z założenia, że zawsze mogłabym zrobić coś lepiej. Zawsze jednak staram się docenić pracę jaką wykonałam. Chociaż nie pamiętam, żebym miała taki moment, w których powiedziałam sobie: Rewelacja! Nie ma się do czego przyczepić! Zawsze znajdę sobie jakieś "ale". To chyba taki artystyczny bzik. Zdarzyły się może ze dwa castingi, z których byłam z siebie całkiem zadowolona...
... i dostałaś po nich rolę?
Nie (śmiech).
Jakie pytanie zadałabyś sama sobie?
Kim bym była gdyby nie istniał żaden zawód artystyczny?
I jak brzmi odpowiedź?
Wiem, że nie jestem umysłem ścisłym. Nie potrafiłabym także kilka godzin siedzieć przy biurku w jednym miejscu i rutynowo wykonywać zadania. Mam w sobie ogromną miłość do zwierząt, więc myślę, że poszłabym jakoś w tym kierunku. Może jako behawiorysta? Ale na pewno nie mogłabym być weterynarzem. Nie wyobrażam sobie podejmować decyzji o między innymi zakończeniu życia czyjegoś przyjaciela, chociaż wiem, że w niektórych przypadkach jest to koniecznością, aby ulżyć cierpieniu. Kiedy byłam dzieckiem mieliśmy suczkę, małą sznaucerkę, nazywała się Kama. Była członkiem naszej rodziny. Cały czas była przy mnie, a jeżeli ktokolwiek nieznajomy próbował zbliżyć się do wózka, w którym byłam Kama natychmiast podnosiła alarm. Nigdy nie sprawiała problemów, chociaż raz zdarzyło się, że zjadła tacie buty (śmiech). To był bardzo mądry pies. Ale niestety życie czworonogów jest o wiele krótsze niż nasze. Miała około 13 lat. Zdiagnozowano u niej nowotwór krtani, którego nie można było już usunąć. Cierpiała. Nie mogła jeść. Była coraz słabsza. Nikła w oczach. Do końca życia nie zapomnę momentu, w którym byliśmy u weterynarza. Powiedział do mnie „To jest moment, w którym możesz pożegnać się z Kamą”. Wtedy jeszcze nie byłam do końca świadoma tego co się dzieje. Przytuliłam ją mocno, ucałowałam, powiedziałam „jesteś super psem, kocham cię”. Myślałam, że za kilka chwil wyjdzie cała i zdrowa, merdając swoim ogonkiem. Zorientowałam się, że coś jest nie tak dopiero później, kiedy ukradkiem dostrzegłam moją mamę płaczącą w poczekalni. Wtedy pierwszy raz poczułam i zrozumiałam co to znaczy stracić kawałek siebie. Za każdym razem wzruszam się kiedy opowiadam tę historię. I tym razem również tak jest.