Pola Gonciarz: Kobieta ma tę przewagę, że w trakcie jazdy potrafi się pomalować

Świat zdobywają ludzie, którzy są pewni siebie, wiedzą czego chcą i stawiają na swoim… albo przynajmniej bardzo dobrze grają, że tacy są - mówi Pola Gonciarz, aktorka.

Publikacja: 09.09.2023 08:26

Pola Gonciarz: Kobieta ma tę przewagę, że w trakcie jazdy potrafi się pomalować

Foto: fot. Kama Staniszewska

Rozpocznijmy od motoryzacji i stereotypów. Czy mężczyźni jeżdżą lepiej niż kobiety?

Myślę, że płeć nie ma znaczenia. Tutaj chodzi o pewność i wyczucie samochodu. Kobieta ma jednak tę przewagę, że w trakcie jazdy potrafi się też pomalować (śmiech).

Swoją pierwszą rolę zagrałaś w 2001 roku, czyli w bardzo, bardzo młodym wieku...

Tak, mając trzy czy cztery latka dostałam rolę w serialu, w którym nadal gram, chociaż teraz już zupełnie inną postać. Wszystko zaczęło się od tego, że mama zapisała mnie do agencji aktorskiej przez co chodziłam na różne castingi. Jednak, w którymś momencie zaczęłam z nich uciekać. Do końca nie wiem dlaczego. Myślę, że po części przerażało mnie to, że jest tam tyle nowych, nieznanych mi ludzi, konkurencja, jakaś dziwna biała sala z nalepionym iksem na podłodze, kamera i akcja… i co ja mam się tam przed kimś emocjonalnie obnażać i wyobrażać sobie, że jestem na łące wśród kwiatków? Nie to niemożliwe, żeby mi uwierzyli, będą się pewnie śmiać… I przestałam w ogóle uczęszczać na castingi. Jednak coś mnie ciągnęło w tę stronę i po kilku latach do nich wróciłam. Już nie uciekam.

Teraz jest również teatr i duża, wymagająca rola. Po ośmiu miesiącach od premiery "Bliżej" grasz swoją postać inaczej niż na początku?

Nie określiłabym tego jako „inaczej”. Myślę, że te pierwsze popremierowe spektakle to jeszcze szukanie - świeży tekst, scenografia, nowa przestrzeń, stres. Obserwujemy, jak widownia śledzi losy naszych bohaterów i jak reaguje. Można powiedzieć, że uczymy się wtedy spektaklu od nowa. Z każdym kolejnym spektaklem buduje się pewność i coraz więcej dowiaduję się o postaci, którą gram. Czasami zdarza się, że nagle podczas spektaklu zauważam coś czego wcześniej nie dostrzegłam. I stawia to przede mną nowe pytania i nowe rozwiązania. Każdy spektakl jest wyjątkowy, niepowtarzalny, dzieje się tu i teraz i nigdy się nie powtórzy. Jak pisała Wisława Szymborska „Nic dwa razy się nie zdarza”. Między innymi dlatego też mam wrażenie, że spektakl jest trochę jak otwieranie prezentów spod choinki, niby domyślasz się co tam jest, ale nigdy do końca nie wiesz, dopóki nie otworzysz.

Publiczność w teatrze to część spektaklu. Jaka jest najlepsza? Cicha i skupiona czy pobudzona i żywiołowa?

"Bliżej" nie jest komedią, ale są w niej momenty, w których następuje rozluźnienie dzięki, któremu dramaturgia kolejnych scen jest o wiele bardziej wyrazista. Bardzo lubię kiedy widownia żywo reaguje, śmieje się. Dzięki ich reakcjom czuję, że podążają za naszą historią. Aktorzy natomiast zupełnie inaczej przeżywają zagrany spektakl. Christoph Waltz kiedyś powiedział: Kiedy pewnego wieczoru aktor schodzi ze sceny i mówi: - ZROBIŁEM TO. Dzisiejszy wieczór był moim najlepszym występem, zrealizowałem wszystko to co ustaliłem. - Wtedy istnieje około 99 proc. szans, że publiczność się nudziła. Ale zabawna sprawiedliwość polega na tym, że działa to także na odwrót. Kiedy aktor schodzi ze sceny i mówi: To było dno, najgorszy występ w mojej karierze, kompromitacja. Już nigdy nie pokażę się na oczy moim znajomym i współpracownikom.- Szanse nie są niestety 99 proc., (ale to nic), że ludzie uznają, że to był udany wieczór. Kiedy ktoś zadaje mi pytanie, jak poszedł mi spektakl to odpowiadam - nie wiem, bo go nie widziałam. Ja mogę tylko powiedzieć czy w którejś ze scen się pomyliłam lub czy dobrze się bawiłam grając.

Kilka razy będąc na spektaklu w teatrze zdarzyło się, że w środku sztuki na widowni zadzwonił telefon. Jak bardzo coś takiego rozprasza aktora na scenie?

Mamy przed spektaklem komunikat pod hasłem "Smartfon off, teatr on”. Po przerwie również pojawia się komunikat przypominający o wyłączeniu telefonów, a i tak zdarza się, że komuś zadzwoni. Jest to wybijające zarówno dla aktorów jak i widzów, i takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. Wyłączenie czy wyciszenie telefonu to forma wyrażenia szacunku dla naszej pracy. Trochę trudno mi zrozumieć brak takiego minimalnego, ale cennego odruchu. Sama idąc do teatru czy kina sprawdzam kilkanaście razy czy wyciszyłam dźwięk w telefonie. Mam wyłączone nawet wibracje, co bywa nieco problematyczne kiedy nie mogę znaleźć telefonu, a notorycznie jest wyciszony (śmiech).

Masz na Instagramie 100 tys. followersów. Jak ważne są dzisiaj media społecznościowe?

W swojej pracy magisterskiej, którą niedawno obroniłam przeprowadziłam badania, w których zapytałam aktorów czy uważają, że obecność w mediach społecznościowych ma realny wpływ na castingi, obsadzanie ról itd. Ponad 66 proc. odpowiedziało, że uważają, że ma to duże znaczenie. I niestety się z tym zgadzam.

Pola Gonciarz

Pola Gonciarz

fot. Kama Staniszewska

Dlaczego niestety?

Takie podejście krzywdzi tych, którzy zamykają się w akademiach teatralnych faktycznie poświęcając się pięcioletnim studiom aktorskim. Ci ludzie w pełni skupiają swoją uwagę na nauce tej konkretnej dziedziny, a że jest to czasochłonne nie zajmują się w ogóle, albo w bardzo małym stopniu swoim profilem na Instagramie. Są skupieni na rzemiośle. A kiedy przychodzi etap castingu rolę dostaje, ktoś posiadający 500 tys. obserwujących. Z iloma aktorami bym nie rozmawiała zawsze pojawia się ten problem: „mówią, żebym zaczął działać na instagramie”, albo: „zapytali dlaczego mam tak mało obserwujących”. Nie każdy ma ochotę sprzedawać swoje życie prywatne, a często właśnie to jest potrzebne do osiągnięcia internetowej popularności. I co w takiej sytuacji zrobić. Oczywiście absolutnie nie chcę tutaj mówić, że ludzie z dużą ilością obserwujących nie są utalentowani czy, że nie zasługują na pracę na przykład w zawodzie aktora. W większości są to bardzo pracowici, utalentowani i ambitni ludzie. Mam na myśli to, że mam poczucie, że przestajemy być traktowani jak ludzie, a bardziej jak cyferki.

Twoje posty na Instagramie często są śmieszne i z dużym dystansem do siebie samej.

Świat jest już na tyle smutny, że kiedy mogę staram się zarażać uśmiechem i radością. Ale to też nie jest tak, że ja cały czas się śmieję i wygłupiam. Mam też gorsze dni, ale mimo to staram się przekazywać pozytywną energię.

Kreować rzeczywistość czy być sobą? Co w mediach społecznościowych jest ważniejsze?

Staram się niczego nie kreować i działać w zgodzie ze sobą. Ktoś kto przechyli głowę mocno w dół będzie miał drugi podbródek, nie ma co udawać! To jest normalne! Jednak mimo wszystko mam wrażenie, że ludzie pragną iluzji. Zostaliśmy jakoś „zaprogramowani”, żeby łaknąć widoku perfekcyjne wyrzeźbionych sylwetek, nieskazitelnie gładkiej skóry, idealnie wyprasowanych koszul i wypowiedzi bez zająknięcia. I większość chce dążyć do tych sylwetek z magazynów czy kreacji z social mediów. Ostatnio jednak na szczęście powoli zaczyna się od tego odchodzić. Przeczytałam ostatnio komplement na swój temat na jednym z portali społecznościowych, który niesamowicie mnie zasmucił: „Niesamowite dawno nie widziałem naturalnej dziewczyny, ale fajnie, że jest ktoś „niezrobiony”.

Jak radzisz sobie z hejtem?

Mam na szczęście sporo pozytywnych komentarzy... na razie przynajmniej (śmiech). Chociaż mówią, że popularność mierzy się w hejcie. „Nie ważne co piszą, ważne żeby pisali.” Jedyne co kiedyś mi zarzucano to, że moje pozytywne nastawienie i „ to całe uśmiechanie się” jest sztuczne i wykreowane, że obcięłam włosy, bo pewnie wolę dziewczyny, albo że wpadałam pod kosiarkę i mam natychmiast zapuścić włosy, bo nie można na mnie patrzeć. Ludzie często mają pożywkę z "jechania po kimś”, albo wyszukiwania drobiazgów, żeby tylko do czegoś się „przyczepić”, a jak ktoś wejdzie z nimi w polemikę to tylko zacierają ręce. Ale ja niestety zawsze próbuję każdemu wytłumaczyć co, jak i dlaczego, mimo tego, że wiem, że nie jest to możliwe. Jednak szanuję wypowiedzi innych, bo każdy ma prawo do swojej opinii. Kiedyś usłyszałam takie zdanie, które Doda przytoczyła w jednym z wywiadów: "Głupiemu nie wytłumaczysz, a mądremu nie musisz”.

Jaka była Pola Gonciarz pięć lat temu, a jaka jest teraz?

Chciałbym być pewniejsza siebie.

A nie jesteś?

Jestem introwertykiem. W gronie zaufanych osób „odpalam wrotki”, ale często zajmuje mi to trochę czasu. Mam chwile zwątpienia, ale myślę, że jak każdy. Chciałabym mniej się wszystkim przejmować i odpuścić trochę ten perfekcjonizm, który mnie tak męczy i nie daje mi spokoju.

Myślisz, że przez to coś tracisz?

Możliwe, bo świat zdobywają ludzie, którzy są pewni siebie, wiedzą czego chcą i stawiają na swoim… albo przynajmniej bardzo dobrze grają, że tacy są!

Chciałabyś zdobyć świat?

Gdybym zdobyła świat to mam nadzieję, że mogłabym go zmienić na lepsze miejsce. Ale wracając do pytania jaka jestem teraz to na pewno bardziej doświadczona, ale mam dokładnie takie samo marzenie jak wtedy, czyli mieć więcej pewności i wiary w siebie.

Pola Gonciarz

Pola Gonciarz

fot. Paulina Pander

Nie dodaje Ci śmiałości to, że uchodzisz za jedną z lepiej zapowiadających się aktorek młodego pokolenia. Masz za sobą kilka sukcesów i przez te pięć lat musiało ci przybyć wiary w siebie...

Bardzo dziękuję, mam nadzieję, że ta przepowiednia się spełni. Większość rzeczy robię na przekór sobie. Nie do końca lubiłam balet, a poszłam do szkoły baletowej. Kuriozalnie polubiłam się z tym rodzajem tańca dopiero po tym jak przez wypadek na zajęciach musiałam przejść operację kolana i długą rehabilitację. I to otworzyło mi oczy, na świat. On ma naprawdę dużo do zaoferowania i nie muszę kurczowo trzymać się tylko jednej dziedziny. Poszłam, więc na casting i dostałam się do serialu. Stwierdziłam, że podoba mi się aktorstwo, ale… boje się sceny teatralnej, więc kolejnym krokiem jest pójście do Akademii Teatralnej, żeby przełamać ten strach. I to tam zaczęłam przekraczać granice w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zaczęłam odkrywać, rozumieć, doświadczać. Później przyszła rola w spektaklu "Bliżej", która również bardzo mnie otworzyła. Alice, czyli postać którą gram jest zupełnie inną osobą niż ja. Podczas prób miałam problem z przełamaniem się, żeby w jednej ze scen nakrzyczeć na Aleksandrę Popławską. Nie mogłam się przełamać. Reżyser Eugeniusz Korin powiedział mi wtedy - jeżeli będziesz się bała to nie będzie ci to sprawiało przyjemności, nie będziesz mogła się tym bawić, a w życiu trzeba robić to co się lubi i co nas cieszy, a już zwłaszcza w tym zawodzie. I odważyłam się. Po tym wszystkim jestem na pewno bardziej otwartą i odważną osobą, ale mam jeszcze nad czym pracować.

A czy występowanie na deskach teatru to nie jest coś co wymaga sporej odwagi?

Tak i początkowo byłam przerażona. Z resztą nie tylko wtedy. Kiedy dostałam propozycję zaśpiewania na festiwalu w Opolu to z ekscytacją zgodziłam się. Ale po odłożeniu słuchawki od razu pomyślałam - co ja robię?! Przecież ja nie potrafię śpiewać! Dlaczego ja się na to zgodziłam?! Ostatecznie ćwiczyłam tak długo, dopóki nie byłam w miarę zadowolona z efektów. Niespodziewanie otrzymałam nawet Nagrodę Dziennikarzy i Fotoreporterów! Tak samo było ze spektaklem i teraz z programem "Twoja twarz brzmi znajomo". Też jestem przerażona. Ale finalnie mam nadzieje, że wszystko ułoży się dobrze.

Ciekawe co będzie następne?

Od kilku miesięcy mój wzrok pada wyłącznie na samochody z numerem rejestracyjnym, który kończy się na literę H.. więc może... Hollywood? (śmiech). Marcin Dorociński mówił w wywiadzie o ponad tysiącu castingów, które wysłał zanim dostał możliwość zagrania w Mission: Impossible, więc ja mam jeszcze osiemset do nagrania. (śmiech)

Wróćmy do grania. Co dla Ciebie jest najtrudniejsze - teatr, telewizja czy śpiewanie?

Chyba śpiewanie. Lubię to, ale z pośród tych trzech rzeczy mam najmniejsze doświadczenie właśnie w tej dziedzinie. Nie jestem wykształcona w tym kierunku na tyle, żeby móc to robić tak jak bym chciała. W szkole teatralnej udało mi się jedynie zacząć raczkować w tym temacie. Jeszcze wszystko przede mną.

Ale po występie w Opolu były ochy i achy...

Tak, ale to było już jakiś czas temu (śmiech). Trzeba się rozwijać, nie można osiadać na laurach. Pozwolę sobie wrócić jeszcze do poprzedniego pytania. Jeżeli chodzi o porównywanie teatru z filmem to zdecydowanie bardziej stresuję się teatrem - to jest „żywa materia”. Jak się zapomni kwestii, partner nie wejdzie na scenę w odpowiednim momencie to trzeba się ratować. Wszystko dzieje się tu i teraz, nie można na scenie powiedzieć „przepraszam bardzo, pomyliłam się, to ja wejdę jeszcze raz i powtórzymy”. W filmie zawsze jest możliwość powtórki, a później dochodzi jeszcze montaż scen. "Bliżej" to sztuka napisana na cztery osoby. Kiedyś liczyliśmy wspólnie ile trwają nasze „sceny”, których w spektaklu jest kilkanaście. Średnio było to około 11 minut, praktycznie ciągłej obecności na scenie. Widzowie często wychodząc po spektaklu pytają nas jak jesteśmy w stanie zapamiętać tyle tekstu. Do tego wszystkiego przez 2 godziny i 45 minut jesteśmy w rozszalałych emocjach i później trzeba jakoś ochłonąć. To trudny emocjonalnie spektakl.

Spektakle gracie często "na taśmie" dzień za dniem przez kilka dni. Nie jest to jeszcze bardziej obciążające?

To jest trochę jak taki trening cardio (śmiech). Ale na emocjonalnym rollercoasterze. Niektórym się czasami wydaje, że taki spektakl nic aktora nie kosztuje: „co on tam robi, tylko przecież mówi tekst i się porusza po tej scenie. To nie może być męczące”. Gramy średnio po cztery spektakle w miesiącu. Myślę, że taki układ jest dobry, bo później, w przerwie mamy czas na regenerację.

Twój największy talent?

Zamartwianie się i zbyt szczegółowe analizowanie wszystkiego (śmiech). Ale tak szczerze mówiąc ostatnio usłyszałam w jednym z podcastów (The Mindset Mentor with Rob Dial) coś takiego: jednym z najczęstszych błędów jaki popełniają ludzie jest zamartwianie się rzeczami, które nigdy się nie wydarzą. Piszemy w naszych głowach czarne scenariusze: „a co jeśli mi nie wyjdzie”. Pozwalamy, żeby strach przejął nad nami kontrolę. A prawda jest taka, że tylko marnujemy tym swój czas, energię i możliwość rozwoju. „Jeżeli nie ryzykujesz niczego, ryzykujesz wszystko.” To nie jest proste, ale kto nie ryzykuje…

Pola Gonciarz

Pola Gonciarz

fot. Justyna Kozera

Czego się najbardziej boisz?

Latać samolotem (śmiech). Zawsze staram się stawiać czoła swoim strachom, dzięki temu mogę powiedzieć: nawet jeżeli mi się nie udało, to przynajmniej spróbowałam. Z samolotami jest trochę inaczej… ale po każdym locie, będąc już w domu przyznaje sobie taki „mentalny medal”.

Kiedy jesteś z siebie zadowolona?

Wychodzę z założenia, że zawsze mogłabym zrobić coś lepiej. Zawsze jednak staram się docenić pracę jaką wykonałam. Chociaż nie pamiętam, żebym miała taki moment, w których powiedziałam sobie: Rewelacja! Nie ma się do czego przyczepić! Zawsze znajdę sobie jakieś "ale". To chyba taki artystyczny bzik. Zdarzyły się może ze dwa castingi, z których byłam z siebie całkiem zadowolona...

... i dostałaś po nich rolę?

Nie (śmiech).

Jakie pytanie zadałabyś sama sobie?

Kim bym była gdyby nie istniał żaden zawód artystyczny?

I jak brzmi odpowiedź?

Wiem, że nie jestem umysłem ścisłym. Nie potrafiłabym także kilka godzin siedzieć przy biurku w jednym miejscu i rutynowo wykonywać zadania. Mam w sobie ogromną miłość do zwierząt, więc myślę, że poszłabym jakoś w tym kierunku. Może jako behawiorysta? Ale na pewno nie mogłabym być weterynarzem. Nie wyobrażam sobie podejmować decyzji o między innymi zakończeniu życia czyjegoś przyjaciela, chociaż wiem, że w niektórych przypadkach jest to koniecznością, aby ulżyć cierpieniu. Kiedy byłam dzieckiem mieliśmy suczkę, małą sznaucerkę, nazywała się Kama. Była członkiem naszej rodziny. Cały czas była przy mnie, a jeżeli ktokolwiek nieznajomy próbował zbliżyć się do wózka, w którym byłam Kama natychmiast podnosiła alarm. Nigdy nie sprawiała problemów, chociaż raz zdarzyło się, że zjadła tacie buty (śmiech). To był bardzo mądry pies. Ale niestety życie czworonogów jest o wiele krótsze niż nasze. Miała około 13 lat. Zdiagnozowano u niej nowotwór krtani, którego nie można było już usunąć. Cierpiała. Nie mogła jeść. Była coraz słabsza. Nikła w oczach. Do końca życia nie zapomnę momentu, w którym byliśmy u weterynarza. Powiedział do mnie „To jest moment, w którym możesz pożegnać się z Kamą”. Wtedy jeszcze nie byłam do końca świadoma tego co się dzieje. Przytuliłam ją mocno, ucałowałam, powiedziałam „jesteś super psem, kocham cię”. Myślałam, że za kilka chwil wyjdzie cała i zdrowa, merdając swoim ogonkiem. Zorientowałam się, że coś jest nie tak dopiero później, kiedy ukradkiem dostrzegłam moją mamę płaczącą w poczekalni. Wtedy pierwszy raz poczułam i zrozumiałam co to znaczy stracić kawałek siebie. Za każdym razem wzruszam się kiedy opowiadam tę historię. I tym razem również tak jest.

Czytaj więcej

Robert Kubica: Oddałbym dziesięć tytułów za 24h Le Mans

Rozpocznijmy od motoryzacji i stereotypów. Czy mężczyźni jeżdżą lepiej niż kobiety?

Myślę, że płeć nie ma znaczenia. Tutaj chodzi o pewność i wyczucie samochodu. Kobieta ma jednak tę przewagę, że w trakcie jazdy potrafi się też pomalować (śmiech).

Pozostało 99% artykułu
Rozmowa MOTO.RP.PL
Carla Wentzel, prezeska VW Group Polska: Zalet elektromobilności jest bardzo wiele
Rozmowa MOTO.RP.PL
Maciej Hochman, CEO Mazda Motor Poland: Diesel jest tym, co dziś nas bardzo wyróżnia
Rozmowa MOTO.RP.PL
Alexander Vlaskamp, dyr. gen. MAN Truck&Bus: W 2040 r. większość transportu drogowego będzie elektryczna
Rozmowa MOTO.RP.PL
Marcin Kwoka, Head of Market Operations MBC Poland: Z definicji Mercedes nie walczy ceną
Rozmowa MOTO.RP.PL
Piotr Łakomy, dyr. marki Volkswagen Samochody Dostawcze: Segment C/D będzie segmentem Craftera