Kiedy po raz pierwszy, kilka dni przed oficjalną premierą, pokazywano nam w Warszawie nowe X7, trzeba było zaklejać obiektywy w komórkach i najlepiej od razu wyrzucić z głowy wszystko, co się usłyszało i zobaczyło. Hasło „embargo” dodawało temu spotkaniu pieprzyku, dlatego wyszedłem z niego unosząc jedynie w głowie stwierdzenie: „największe nerki w historii marki BMW”. O reszcie na moment zapomniałem. Fakt, że właśnie owe nerki to coś, co w wersji produkcyjnej X7 najbardziej rzuca się w oczy… Jak się im dłużej poprzyglądać można dojść do wniosku, że nawet pasują do tego monumentalnego samochodu. Ale z pewnością są wyzywające.
fot. BMW
Skąd te skojarzenia z monumentalizmem? Popatrzmy na rozmiary. 515,1 cm długości to więcej, niż mierzy Mercedes GLS (513 cm), Lexus LX (506,5 cm), a nawet, choć to porównanie może nieco na wyrost ), Bentley Bentayga (514 cm). Dodajmy do tego 200 cm szerokości (tu X7 przegrywa z Range Roverem) i 180,5 cm wysokości (nieco wyżej sięga Mercedes GLS). X7 jest ogromny, choć w naturze projektantom udało się nieco zamaskować te rozmiary. Ale to, czym flagowy SUV BMW bije konkurencję na głowę, to rozstaw osi – 310,5 cm (MB GLS 307,5 cm, Bentayga 299,5 cm) – co pozwoliło wygospodarować dużo przestrzeni dla pasażerów ulokowanych w trzech rzędach. W standardzie miejsc jest siedem, ale środkowy rząd można zmodyfikować, montując tam dwa pojedyncze fotele. Za ostatnim rzędem udało się jeszcze wygospodarować porządny, kompaktowy bagażnik o pojemności 326 litrów, przy dwóch rzędach – 750 l. Maksymalnie zmieści się aż 2120 l. Standardowo ten luksusowy czołg startuje od kół na 20-calowych felgach, ale w opcji są jeszcze 21- i 22-calowe.
fot. BMW