Sprzedaż w dół, ceny w górę

W dobie panującej pandemii koronawirusa sprzedaż nowych aut znajduje się w locie nurkowym. IBRM Samar zauważył, że mimo spadku rejestracji po 20 dniach kwietnia o ponad 70 proc. kwoty transakcji wzrosły o ponad 11 proc. Kupujemy coraz droższe auta, czy może zwiększyły się ich ceny?

Publikacja: 29.04.2020 13:42

Sprzedaż w dół, ceny w górę

Foto: moto.rp.pl

Niestety chodzi o wzrost cen. Jak podaje IBRM Samar od początku roku zauważalny jest skok cenowy nowych samochodów o 11,01 proc. Po trzech miesiącach bieżącego roku średnia wartość wyniosła 119 362 zł. Jednak już w samym marcu, kiedy zanotowany został znaczący spadek liczby rejestracji pojazdów, kwota ta wzrosła do 124 705 zł. Oznacza to wzrost o 11,28 proc. w stosunku do tego samego okresu sprzed roku. Powstaje pytanie z czego wynikają takie zmiany. Tak naprawdę są dwie tego przyczyny. Otóż jedna z nich to zmniejszenie liczby klientów kupujących tańsze odmiany samochodów. Co ciekawe największe wzrosty średnich cen sprzedaży odnotowały takie firmy jak: Smart (+81,1 proc.), DS (+35,6 proc.), Porsche (+23,4 proc.), Peugeot (+15,5 proc.), Toyota (+15,3 proc.), Opel (+15,3 proc.), Citroen (+15,0 proc.), Ford (+11,2 proc.), BMW (+10,2 proc.) oraz Mazda (+9,0 proc.).

""

Smart EQ fortwo.

Foto: moto.rp.pl

Drugim powodem zwiększenia średniej kwoty transakcji jest podnoszenie cen pojazdów przez producentów. Wynika to m.in. z wprowadzania do oferty nowych pojazdów, które często są droższe od swoich poprzedników albo klienci wybierają bogatsze odmiany modeli, co bezpośrednio rzutuje na cenę. Można tutaj przytoczyć przykład Smarta. Producent wycofał z oferty tańsze wersje, zastępując je droższymi wariantami elektrycznymi. Citroen natomiast do oferty dodał model DS3 Crossback, który jest droższy od modelu DS3, a DS7 Crossback – cieszy się dużą popularnością, co podnosi średnią cenę sprzedawanych samochodów. Nie każdy producent jednak wprowadził nowe modele, które zaczęły cieszyć się większą popularnością niż do tej pory przez niego oferowane (np. Ford Puma, który zabiera klientów dobrze znanej Fiesty). Wynika to również z powodu nowych restrykcji emisyjnych i kar z nimi związanych. Wymagają one od producentów opracowywania coraz bardziej złożonych układów oczyszczania spalin – co bezpośrednio przekłada się na koszty produkcyjne, jak też konieczność znacznych inwestycji w pojazdy nisko- lub zeroemisyjne.

""

DS3 Crossback E-Tense.

Foto: moto.rp.pl

Wojciech Drzewiecki, Prezes IBRM Samar w rozmowie z Pulsem Biznesu powiedział: „atrakcyjne ceny samochodów można spotkać jedynie w wypadku pojazdów, które stoją już na placach dilerów czy importerów”, po czym dodał: „Mimo to sądzę, że dolny poziom cen został już osiągnięty. Dodatkowe obniżki cen wyprzedawanych aut będą należały do przeszłości”. Podwyżki cen w swoich analizach (we współpracy z IBRM Samar) zauważa również Carsmile. Według nich prawdopodobieństwo spadku cen pojazdów wynosi mniej więcej 5 proc. Z kolei w przypadku podwyżek jest to już 60 proc. – Opiera się on na założeniu, że producenci podniosą ceny, aby pokryć rosnące koszty produkcji aut, a także koszty przestojów w fabrykach, do jakich doszło z powodu koronawirusa. Pomimo spadku sprzedaży będą więc dążyli do tego, aby w miarę możliwości obronić swoje marże – oceniają analitycy Carsmile.

CZYTAJ TAKŻE: Podwyżki cen egzaminów na prawo jazdy

""

Ford Puma.

Foto: moto.rp.pl

Biorąc pod uwagę, że od początku tego roku średnia emisja CO2 nie może przekraczać 95 g/km z floty pojazdów producenta, a średnia europejska wynosiła w 2018 roku 120,5 g CO2/km, to można spodziewać się, koncerny szacując podwyżki cen uwzględniają karę, którą będą musieli zapłacić za przekroczenie limitów. – Przyjmując, że producent doliczyłby karę w całości do ceny samochodu, dawałoby to średnią podwyżkę w Polsce o 13,5 tys. zł brutto przy obecnym kursie euro. Podwyżka o taką kwotę względem średniej ceny z grudnia ub. r., wynoszącej według Samaru 120 tys. zł, prowadziłaby do wzrostu cen średnio o ok. 11 proc. w skali roku – podali analitycy Carsmile. Warto też zwrócić uwagę na prawdopodobieństwo stabilizacji cen. Carsmile szacuje, że szanse na to wynoszą mniej więcej 35 proc. W raporcie napisali, że: „stabilizacja cen w drugim kwartale jest teoretycznie możliwa dzięki zapasom samochodów, jakie znajdują się na placach dilerskich. Z informacji podawanych przez importerów i producentów wynika, że dysponują oni obecnie zapasami pozwalającymi pokryć zapotrzebowanie na ok. 1,5 miesiąca średniej miesięcznej sprzedaży z 2019 roku. Przyjmując, że obecnie sprzedaż spadła do ok. 40 proc. tej z 2019 r., mamy zabezpieczoną podaż samochodów na ok. 5-6 miesięcy”.

""

Foto: moto.rp.pl

Ciężko jednoznacznie stwierdzić, którą ścieżkę obiorą producenci pojazdów. Najbardziej prawdopodobne wydaje się, że mimo małej podaży ceny samochodów będą sukcesywnie zwiększane. Może się to zmienić w przypadku, kiedy Komisja Europejska da dyspensę koncernom i przełoży o rok obowiązywanie „łagodniejszych” norm emisyjnych. To umożliwiłoby unormowanie się sprzedaży pojazdów po okresie załamania związanego z panującą pandemią.

CZYTAJ TAKŻE: Nowe normy emisji CO2 zatwierdzone. Następne 10 lat zmieni oblicze motoryzacji

Od kuchni
Volvo zmierza ku giełdzie. Celuje w wycenę 20 mld dolarów
Od kuchni
Czekasz na auto w leasingu? Możesz wziąć zastępcze
Od kuchni
Ceny samochodów kompaktowych wzrosły o 63 proc.
Od kuchni
Wielki powrót Astona Martina
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Od kuchni
Dealer będzie musiał odebrać wadliwe auto od klienta