Carlos Ghosn: Wzlot i upadek chciwego moto-guru

Do niedawna był jednym z dwóch liderów światowej motoryzacji. Po śmierci prezesa Fiat Chrysler Automobiles Sergio Marchionne już jedynym o tak wielkich wpływach i niepowtarzalnej charyzmie. Takie postaci, jeśli upadają, to świat trzęsie się w posadach.

Publikacja: 20.11.2018 18:47

Carlos Ghosn: Wzlot i upadek chciwego moto-guru

Foto: fot. Simon Dawson/Bloomberg

Do światowej motoryzacji wprowadził prawdziwą globalizację. Z tego powodu nazywany był „Człowiekiem z Davos” lub „Davos Man”. Oczywiście miał na to wpływ fakt, że był stałym gościem na tym forum, ale stał się symbolem człowieka prowadzącego biznes na całym świecie. Z taką samą łatwością rozmawiał z Władimirem Putinem, jak z brytyjskimi premierami. Kiedy poszedł do Theresy May przypomniał jej, że w gabinecie premiera Wielkiej Brytanii był wcześniej od niej. Bo odwiedzał i Davida Camerona i Gordona Browna. Do obecnej szefowej brytyjskiego rządu poszedł, żeby jej powiedzieć o zamiarze wycofania się z fabryki w Sunderland z powodu Brexitu. Kiedy wychodził, mówił już tylko o nowych inwestycjach i produkcji kolejnych modeli.

""

fot. Calvin Sit/Bloomberg

Foto: moto.rp.pl

Nawet 10 lat…

I chociaż Francuzi za wszelką cenę chcą ratować pozycję Renaulta w sojuszu Renault Nissan Mitsubishi, to na rynku mało jest współczucia dla Carlosa Ghosna, który ten sojusz wymyślił, scementował i przygotował strategię na przyszłość. Miał nim zarządzać przynajmniej do 2022 roku, kiedy skończy 67 lat. Wielokrotnie mówił, że wcześniej nie zamierza rezygnować. To zresztą powód, dla którego nie wychował sobie następcy. Teraz w Japonii za wieloletnie oszustwa podatkowe grozi mu nawet 10 lat więzienia. Prawdopodobieństwo że wyjdzie z aresztu za kaucją jest niewielkie, a nawet jeśli – według ocen japońskich mediów – wyniosłaby ona przynajmniej kilkaset milionów dolarów.

CZYTAJ TAKŻE: Sojusz Renault Nissan Mitsubishi trzeszczy w szwach

Zarabiał rocznie ponad 17 mln euro, w ciągu 8 lat ukrył dochody na wysokość ponad 44 mln dolarów. Jakby tego było mało, naciągnął jeszcze Nissana na wybudowanie, odnowienie, bądź kupno domów w Rio de Janeiro, Paryżu, Bejrucie i Amsterdamie. I nie oszczędzał. Na swoje przyjęcie weselne w Wersalu w marcu 2017 zaprosił tysiące osób, a scenariusz wydarzenia był oparty na filmie „Maria Antonina” Sofii Coppoli. Latał prywatnym odrzutowcem albo helikopterem i nie szczędził na operacjach plastycznych, bo za wszelką cenę chciał wyglądać młodo. Dokąd nie pojechał, był przyjmowany nie jako szef globalnej firmy, ale jako głowa państwa, a w Azji niemal jak cesarz. W szkołach biznesu uczono o jego metodach zarządzania.

""

Carlos Ghosn podczas otwarcia tegorocznych targów motoryzacyjnych w Paryżu / fot. Marlene Awaad/Bloomberg

Foto: moto.rp.pl

Ścisła kontrola

Zazwyczaj jego miesiąc był podzielony następująco : tydzień w Japonii, tydzień w Paryżu, a pozostały czas dzielił między Chiny, Indie, Stany Zjednoczone, gdzie Nissan jest bardzo mocny, Maroko oraz Rosję. Wszędzie tłumaczył, że w biznesie nie widzi ludzi, tylko słupki i nigdy nie mógł sobie pozwolić na powiedzenie: no tak, ten człowiek jest mało przydatny, ale za to budzi zaufanie i jest miły, nie można go zwolnić. – Takie myślenie to koniec uczciwego biznesu – mówił Ghosn na jednym ze swoich wykładów. Ale miał też momenty, kiedy brzmiał jak populista. – Jesteśmy zwykłym producentem samochodów i naszym obowiązkiem jest służyć społeczeństwu –  przekonywał. Ale zaraz szybko dodawał: – Zmiana społeczeństwa na lepsze należy do polityków, nie możemy o tym zapominać.

""

fot. Calvin Sit/Bloomberg

Foto: moto.rp.pl

Sam jednak nie miał ambicji politycznych.

CZYTAJ TAKŻE: Linda Jackson, prezes Citroëna: Nie jest łatwo dzielić się autem na wsi

W aliansie Renault Nissan Mitsubishi kontrolował wszystko. Prezesem Nissana został w 2001 roku, uratował znajdujący się w kłopotach koncern w brutalny sposób, zwalniając 21 tys. osób, czyli co 7 zatrudnionego (dzisiaj pracuje tam o 4 tys. więcej niż przed restrukturyzacją). Mało kto wierzył, że mu się uda, bo musiał wstrząsnąć korporacyjną Japonią. Ale to zrobił. Był tam szanowany jak żaden inny zagraniczny biznesmen, a na świecie zyskał przydomek „zabójcy kosztów”. W 2005 r. został prezesem Renaulta i doprowadził do bliskiej współpracy obu firm. Dzięki temu w 2008 r. mógł ponownie stanąć także na czele Nissana.

""

fot. Simon Dawson/Bloomberg

Foto: moto.rp.pl

W 2010 roku udało mu się doprowadzić do współpracy z Daimlerem. Wtedy Niemcy kupili po 3,1 proc. akcji w Renault i Nissanie, a Francuzi i Japończycy przejęli po 1,55 proc. akcji Daimlera, a kolei państwo francuskie kupiło od Renaulta 0,55 proc. akcji niemieckiego koncernu. Współpraca miała dotyczyć i dotyczy wspólnej produkcji aut elektrycznych, co było kolejnym konikiem Ghosna.

Bejrut, Brazylia, Paryż

Życiorys Carlosa Ghosna wcale nie zapowiadał wielkiej kariery. Jego dziadek miał 13 lat, kiedy w Bejrucie wsiadł na statek, przetrwał na nim 3 miesiące i wysiadł w Rio de Janeiro. Mówił tylko po arabsku, kiepsko mu szła nauka portugalskiego, ostatecznie osiadł w Dolinie Guapore, a stamtąd przeprowadził się do Porto Velho. Ojciec Carlosa, Jorge pojechał po żonę do Libanu. Ghosn urodził się w Porto Velho w 1954 roku. Kiedy miał 2 lata poważnie zachorował i z matką i siostrą wrócił do Libanu, wychowywał się w Bejrucie, a kiedy skończył 17 lat został wysłany do Paryża na studia inżynieryjne na Ecole Polytechnique. Jego pierwszym poważnym zawodowym sukcesem było objęcie stanowiska szefa firmy Michelin w Stanach Zjednoczonych. Po powrocie z USA wszedł do zarządu Renaulta i rozpoczął wielką karierę w światowej motoryzacji.

""

fot, Luke Macgregor/Bloomberg

Foto: moto.rp.pl

Jaki by wyrok nie czekał Ghosna w Japonii, nie można mu odmówić zasług dla światowej motoryzacji. To on, jako pierwszy postawił na e-samochody, a także na jazdę autonomiczną. Żaden inny koncern, nie wydał na rozruszanie tej produkcji więcej, niż Renault Nissan, chociaż sam Ghosn przyznawał, że idzie to znacznie trudniej, niż się tego spodziewał. Teraz jego przyszłość zależy od japońskiego prawa. Szkoda, że przegrał tak głupio.

Do światowej motoryzacji wprowadził prawdziwą globalizację. Z tego powodu nazywany był „Człowiekiem z Davos” lub „Davos Man”. Oczywiście miał na to wpływ fakt, że był stałym gościem na tym forum, ale stał się symbolem człowieka prowadzącego biznes na całym świecie. Z taką samą łatwością rozmawiał z Władimirem Putinem, jak z brytyjskimi premierami. Kiedy poszedł do Theresy May przypomniał jej, że w gabinecie premiera Wielkiej Brytanii był wcześniej od niej. Bo odwiedzał i Davida Camerona i Gordona Browna. Do obecnej szefowej brytyjskiego rządu poszedł, żeby jej powiedzieć o zamiarze wycofania się z fabryki w Sunderland z powodu Brexitu. Kiedy wychodził, mówił już tylko o nowych inwestycjach i produkcji kolejnych modeli.

Pozostało 88% artykułu
Od kuchni
Volvo zmierza ku giełdzie. Celuje w wycenę 20 mld dolarów
Od kuchni
Czekasz na auto w leasingu? Możesz wziąć zastępcze
Od kuchni
Ceny samochodów kompaktowych wzrosły o 63 proc.
Od kuchni
Wielki powrót Astona Martina
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Od kuchni
Dealer będzie musiał odebrać wadliwe auto od klienta