Ten SUV ma stać się alternatywą dla najmocniejszej odmiany Golfa R. Co to oznacza? Otóż fakt, że pod maską pracuje 2-litrowy, czterocylindrowy, turbodoładowany silnik o mocy 300 KM. Do tego jest napęd na cztery koła, usztywnione zawieszenie i niezawodny, powodujący uśmiech na twarzy i szybsze bicie serca, wydech od Akrapovicia. Ta zabójcza mieszanka została doprawiona szczyptą perfekcji odpowiedniego oprogramowania oraz ciekawą stylistyką zewnętrzną, zdecydowanie bardziej rzucającą się w oczy niż w przypadku Golfa R.
W czym jest lepszy?
Golf R jest samochodem szybkim, zwinnym, ale niestety trochę nudnym. W swojej precyzji, stał się trochę nie zauważalny, za mało wyróżniający. Rozpoznać można go właściwie po czterech końcówkach układu wydechowego. Resztę subtelnych różnic dostrzeżą wyłącznie eksperci. Z T-Rockiem R jest inaczej. Na pierwszy rzut oka widać w nim zmiany. Są nowe, większe zderzaki, bardziej agresywne przetłoczenia, większe wloty powietrza, wyeksponowany układ wydechowy, większe felgi. Jest też specjalnie zarezerwowany do tego modeli niebieski lakier nadwozia „Lapiz”. We wnętrzu ze zmianami jest już skromniej. Nie wyróżnia się ono praktycznie od tego co z innych, bardziej pospolitych odmian. Jest oczywiście sportowa kierownica zapożyczona od Golfa R, fotele z odpowiednim trzymaniem bocznym, sportowe wskaźniki na wyświetlaczu centralnym, ale pewien niedosyt pozostaje. Pomijając dodatki lub ich brak dużym plusem T-Rocka jest jego praktyczność i przestrzeń we wnętrzu. Choć nie jest to duże auto to zapewnia wystarczającą ilość miejsca dla czterech osób. Do tego bagażnik ma objętość nieco większą niż w Golfie (392 litry T-Roc / 381 l Golf VIII), która przy rozłożonych siedzeniach drugiego rzędu zwiększa się do 1237 litrów (dokładnie tyle samo co w Golfie VIII).