Dzięki niewielkim rozmiarom Swiftem jeździ się bardzo przyjemnie. Auto błyskawicznie reaguje na polecenia kierowcy. Łatwo nim lawirować między innymi uczestnikami ruchu, w czym pomaga również niezła widoczność z pozycji fotela kierowcy. Układ kierowniczy ma bezpośrednie położenie, a zawieszenie okazuje się sprężyste. Skutecznie filtruje nierówności, wykazując jedynie niewielką nerwowość podczas pokonywania poprzecznych przeszkód. Co ważne, Suzuki nie angażuje użytkownika w takim stopniu, jak robiło to w przypadku poprzednich generacji. Wersja Sport nieco straciła na gokartowym charakterze, co jednak korzystnie przekłada się na frajdę w codziennej eksploatacji.
Swift waży zaledwie 970 kilogramów, co w segmencie B jest świetnym wynikiem. Czuć to podczas pokonywania zakrętów, gdy auto łatwo kontrolować, a ewentualna utrata przyczepności błyskawicznie kompensowana jest przez sprawną elektronikę. Suzuki jest przyjemnie sztywne i stabilne przy autostradowych prędkościach. Nie reaguje na boczne podmuchy wiatru i przekonuje elastycznością. 6-biegowa skrzynia pracuje precyzyjnie, choć kolejne przełożenia mogłyby wskakiwać z jeszcze większym oporem typowym dla samochodów z dopiskiem Sport w nazwie. 1.4-litrowy motor benzynowy żywiołowo reaguje na operowanie gazem. Do setki przyspiesza w 8,1 sekundy, ale w praktyce można odnieść wrażenie, że robi to znacznie szybciej. Zadyszki nie dostaje aż do 150-160 km/h. Dokładając na pokład dwóch pasażerów, doładowana jednostka nie traci wigoru. Za kierownicą siedzi się dość nisko, a fotele skutecznie przytrzymują ciało w zakrętach. Suzuki niemal bez słów pozwala zaprzyjaźnić się z japońską maszynerią. Brakuje tylko lepszych wrażeń akustycznych generowanych przez rasowo wyglądający układ wydechowy. Auto odwdzięcza się za to rozsądnym zużyciem paliwa. W mieście nietrudno osiągnąć wyniki na poziomie 7 litrów. W spokojnej trasie komputer wskaże niewiele ponad 5, a szybka jazda autostradą wywinduje konsumpcję do 8 litrów.
Na papierze Ibiza przedstawia się lepiej od Swifta. Przynajmniej teoretycznie. Ma 1.5-litrowe TSI pod maską i trochę lepsze parametry. Doładowana jednostka generuje 150 koni mechanicznych i 250 Nm w szerokim zakresie 1500-3500 obr./min. Motor sprzężono z manualną, 6-stopniową przekładnią i napędem na przednią oś. W aucie, którego masa własna nieznacznie przekracza 1100 kilogramów, powinniśmy spodziewać się przyzwoitych osiągów. I tak jest w rzeczywistości. Pierwsza setka pojawia się na liczniku po 7,9 sekundy, a wskazówka szybkościomierza kończy bieg na 215 km/h – o 5 szybciej niż Suzuki. Wszystko odbywa się jednak bez jakiegokolwiek sportowego zadęcia. 4-cylindrowy silnik liniowo oddaje moc, a dobre wyciszenie przedziału pasażerskiego sprawia, że trudno wychwycić basowy bulgot. To nie przypadek, bowiem konstruktorzy nawet nie starali się pozycjonować tego auta w kategorii sportowych. Szkoda, bo Seat potrafi być naprawdę szybki i skuteczny.