fot. moto.rp.pl/Wojciech Romański
Ale zacznijmy od Dacii. W rozmowie, którą można znaleźć na naszym portalu Sylvain Coursimault, wiceprezes tej marki pytany o to, czy nie marzy mu się podążanie „ku górze”, jak to uczyniło wiele innych firm lokujących się wcześniej niedaleko Rumunów stwierdził krótko: „nie”. To „nie” miało zresztą wiele uzasadnień. Po pierwsze Dacii udało się znakomicie spozycjonować na rynku – to marka, która często jest pierwszym wyborem dla osób, które po raz pierwszy chcą kupić nowy samochód, a wcześniej jeździły autem używanym i właściwie dalej tylko na taki ich stać. Po drugie, im więcej firm stara się znaleźć dla siebie miejsce na wyższej półce, tym więcej miejsca zostaje dla Dacii, która oferuje auta nowoczesne (bo czerpie wszak z tego, co oferuje jej macierzysty Renault), ale właśnie proste, nie wydumane. I ten pomysł, póki co, doskonale się sprawdza.
fot. moto.rp.pl/Wojciech Romański
Podobnie jest z ASX-em, który jest jednym z europejskich bestsellerów Mitsubishi, poza Outlanderem i pickupem L200. Od premiery w 2010 r. w Europie sprzedano ponad 330 tys. egzemplarzy, a w Polsce blisko 20 tys. Tu także prostota jest atutem – to auto, które jest na bieżąco z trendami, ale nie przygniata nadmiarem elektronicznych wodotrysków, opcjami, do których trzeba dotrzeć przedzierając się przez kolejne ekranowe menu. Przyjazne kierowcom, którzy poszukują w pierwszym rzędzie samochodu, a nie jeżdżącego komputera. Ale jest jeszcze coś – napęd na cztery koła, do którego w tym modelu Mitsubishi wróciło przy okazji głębokiego liftingu, jaki się właśnie dokonał. Wiele marek, ulegając trendom, oddaje to pole praktycznie bez walki uznając, że nikt kupujący SUV-a, a tym bardziej crossovera, nie będzie się nim bez powodu pakował w najlżejszy choćby teren, bo chodzi głównie o wyższą pozycję za kierownicą i łatwość zmierzenia się z groźnymi krawężnikami.
CZYTAJ TAKŻE: Mitsubishi L200: Nowa generacja na 40. urodziny