Rok 2015 przyniósł face lifting Pajero, Outlandera, pickupa L200 i Lancera, a 2016 r. odświeżenie ASX-a i Space Stara, ale marce zdecydowanie zaczynało brakować świeżej krwi. Nowe pomysły zapowiadał pokazany w 2016 r. w Genewie bardzo dobrze przyjęty koncepcyjny Ex Concept, kompaktowy SUV-a z elektrycznym układem napędowym nowej generacji, zapewniającym zasięg 400 km, ale, jak to z konceptami bywa, na razie nie doczekał się wersji produkcyjnej.
Trudno się dziwić, że z taką ciekawością oczekiwano na pierwszą od lat premierę z prawdziwego zdarzenia – pokazany w 2017 r., przy okazji świętowania 100-lecia wyprodukowania pierwszego samochodu spod znaku trzech diamentów, Mistubishi Eclipse Cross, zbudowany na skróconej płycie podłogowej Outlandera, miejski SUV właśnie wjechał do polskich salonów.
Milowy krok
Zwarta, muskularna sylwetka. Do tradycji nazwy nawiązuje ścięty tył w stylu coupe. Czy też właściwie tak modnych dziś SUV-coupe. Nie da się ukryć, że Mitsubishi Eclipse Cross ma robić wrażenie. I robi. Ale piękne linie mają swoją cenę. Tylna szyba została podzielona na dwie części. Może i ładnie to wygląda, ale przez to tylko jedną z nich obejmuje wycieraczka. Druga zaś jest niestety zawsze brudna. Słabą widoczność do tyłu częściowo jednak rekompensują wielkie lusterka boczne i system kamer 360 st, po raz pierwszy zamontowany w aucie tej marki.
Dolna część tylnej szyby szybko się brudzi / fot. Wojciech Romański
Dobre materiały i solidne spasowanie – to pierwsze, co rzuca się w oczy, gdy zajmie się miejsce za kierownicą. Mitsubishi do niedawna nie słynęły z ładnych i jakościowych wnętrz. To się na szczęście jednak już całkowicie zmieniło. Jest ładnie. Więcej – jest bardzo ładnie. Za to nie ma nawigacji. Nawet w opcji. Nie ma i już. Japończycy uznali, że przecież każdy ma smartfona, którego można podłączyć do samochodu i w ten sposób korzystać z map. Tanio, nowocześnie i wygodnie. Otóż mam dla szanownych prezesów z Dalekiego Wschodu informację. Nie każdy ma i nie każdy chce mieć.