Mam sentyment do tego wozu. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z dużym kombi spod znaku czterech pierścieni. To było jeszcze na studiach, a dziewczyna jednego z kumpli była akurat córką jednego z warszawskich dilerów Audi. Przez te koligacje towarzysko–rodzinne mieliśmy możliwość zabrania demonstracyjnego A6 na sylwestrowy wypad do Zakopanego. Rok 2000, na drogach królują jeszcze Cinquecento, Tico, Lanosy, Polonezy i Astry clasic. W tym towarzystwie potężny pojazd z napędem quatro i mocnym, 2,5 litrowym dieslem był absolutnym bogiem na kołach. Wiem, że obecna generacja nie może już na mnie zrobić aż takiego wrażenia. W końcu nasz krajobraz motoryzacyjny wygląda zupełnie inaczej. Z drugiej strony, mam nadzieję na choć część tych doznań, jakie miałem osiemnaście lat temu.
fot. iven.bambot
Dotychczas Audi produkowało raczej stonowane samochody – przynajmniej jeżeli chodzi o podstawowe segmenty rynku. Obecna generacja pojazdów zrywa z tym podejściem. W nowym A6 linie są ostrzejsze, a cała sylwetka bardziej kanciasta niż w poprzednim modelu. Całość aż kipi od energii. To zdecydowanie najbardziej agresywnie wyglądający samochód w swojej klasie. Widziany w tylnym lusterku wielki, sześciokątny grill jasno informuje: „zjedź mi z drogi, bo cię pożrę!”
fot. iven.bambot
Ostre kanty dominują także w kokpicie nowej A6. Tam, gdzie ich nie ma – są wielkie, dotykowe ekrany. To ostatnio cecha charakterystyczna dla wszystkich nowych modeli Audi. Każdy, kto widział najnowsze A8, Q8 czy A7 wie dokładnie, czego się spodziewać we wnętrzu, bo rozwiązania są nieomal idealnie powtarzalne. Obsługa jest bardzo intuicyjna, choć przy tym bogactwie funkcji, jakie można mieć na pokładzie, nie ma mowy o szybkim, bezwzrokowym ogarnięciu wszystkiego – przynajmniej na początku.