Logiczne więc jest, że połączenie tych dwóch rzeczy nie powinno dla japońskich inżynierów stanowić najmniejszego wyzwania. Kanciaste kształty są zgodne z obecną modą. Kolejny niebrzydki SUV? Tak, ale dopiero z bliska widać jak dużym pojazdem naprawdę jest RAV 4. Linie nadwozia są tak proporcjonalnie poprowadzone, że samochód robi wrażenie znacznie mniejszego, bardziej zwartego.
Wnętrze jest takie samo jak w innych RAV-ach. Przede wszystkim – bardzo przestronne. I to nie tylko z przodu. Płaska podłoga i brak wystającego centralnego tunelu powoduje, ze na kanapie można spokojnie posadzić trzy dorosłe osoby. A to dzięki właśnie hybrydowemu napędowi. Toyota ma napęd na cztery koła, ale inaczej rozwiązany niż w zwykłych, spalinowych samochodach. Umieszczony z przodu silnik benzynowy napędza przód, a elektryczne przenoszą moc na tylną oś.
To najmocniejsza ze wszystkich RAV-4. Sercem pojazdu jest układ złożony z silnika benzynowego o pojemności 2,5 litra i dwóch motorów elektrycznych. Moc systemowa wynosi 197 koni. Umożliwia to rozpędzenie pojazdu do 100 km/h w 8,3 sekundy. Prędkość maksymalna jest niestety ograniczona – jak w większości samochodów koncernu – do 180 km/h. Ale nie do końca. Tak zapisano w statystykach podawanych przez producenta. Naprawdę jednak nie jest problemem, by licznik pokazał magiczne 200. Podobno. Tak przynajmniej słyszałem.
Niebieskie wypełnienie logo to znak ekologiczności / fot. Toyota
Całość spina jednostopniowa przekładnia automatyczna. Niestety, dynamiczna jazda jest tu mało komfortowa z jednego powodu – samochód staje się wtedy stanowczo zbyt głośny. Właśnie z powodu specyfiki wspomnianej przekładni e-CVT, która z miejsca nakazuje silnikowi wskakiwać na najwyższe obroty i trzyma je tam cały czas, dopóki nie zdejmiemy nogi z gazu.