Motoryzacja bardzo się zmieniła w ostatnich latach. Najlepiej świadczą o tym różnice w cenach na przestrzeni dwóch dekad. Dla przykładu jeszcze pod koniec lat 90., Skoda Octavia 1.4 (75 KM) w podstawowej specyfikacji bez radia i z szybami na korbkę, kosztowała niespełna 40 tysięcy złotych. Cena Golfa IV w równie „bogatej” wersji wyposażeniowej była wyższa o kilka tysięcy złotych. Patrząc dziś na ceny oferowanych aut, można się złapać za głowę. Ta sama Skoda, choć znacznie lepiej zaopatrzona w dodatki czuwające nad komfortem i bezpieczeństwem, z benzynową jednostką 1.0 TSI o mocy 110 KM, wiąże się z wydatkiem przekraczającym 82 tysiące. Skąd takie rozbieżności w okresie 20 lat?
CZYTAJ TAKŻE: Polskie ceny nowej i najciekawszej wersji Mustanga Mach1
Więcej wyposażenia
Kilkanaście lat temu, w autach segmentu B za luksus mogliśmy uznać ABS, ESP, klimatyzację czy szyberdach. Taki samochód z podstawowym silnikiem kosztował niewiele ponad 30-35 tysięcy złotych. Teraz trudno znaleźć cokolwiek bez wysupłania z portfela 50 tysięcy. A będzie jeszcze drożej, bowiem już od przyszłego roku unijne przepisy wymuszą na producentach montaż cyfrowego radia DAB, co wiąże się z koniecznością montażu ekranu multimedialnego. W tym zakresie przewidujemy wzrost ceny przynajmniej o 1,5-2 tys. zł.
Sami producenci też nie próżnują i starają się przekonać klientów lepiej wyposażonymi samochodami. Standardem są LED-owe światła do jazdy dziennej, klimatyzacja, coraz częściej aktywny tempomat i system utrzymujący auto w pasie ruchu. Elektrycznie sterowane szyby i lusterka stały się oczywistością. To sprawia, że za kompakt zapłacimy przynajmniej 75-80 tysięcy, a limuzynę z segmentu D ponad 100 000 zł.