Chodzi o tzw. końcową partię produkcji: to już wyprodukowane, a jeszcze nie sprzedane auta, których silniki nie spełniają wchodzącej z początkiem 2021 r. nowej normy emisji Euro 6d. Europejskie Stowarzyszenie Producentów Pojazdów ACEA szacuje, że w skali całej UE może ich być od 500 do nawet 800 tys. Na pewno nie znajdą nabywców przed końcem obecnego roku z powodu słabego popytu.
CZYTAJ TAKŻE: Unia się nie ugnie. Limity CO2 muszą zostać spełnione
Podobna sytuacja zdarza się przy każdej zmianie regulacji homologacyjnych: aby takie samochody mogły zostać wprowadzone na rynek, ustalana jest pewna ich pula – zależnie od wielkości sprzedaży np. w ostatnich 12 miesiącach – która będzie mogła zostać sprzedana już po wejściu w życie nowych zasad. Jednak teraz będzie inaczej.
Każdego roku wielkość takiej puli jest bowiem w miarę przewidywalna. Ale w tym roku pandemia koronawirusa i lockdown zrujnowały plany sprzedażowe producentów i dealerów. W niektórych krajach przez miesiąc, a nawet dwa w ogóle nie był sprzedaży. Przykładowo w kwietniu sprzedaż samochodów osobowych we Francji zmalała r/r o 89 proc., w Belgii o 90 proc., w Irlandii o 96 proc., w Hiszpanii o blisko 97 proc., a we Włoszech o prawie 98 proc. Także w maju największe europejskie rynki, jak m.in. Niemcy, notowały 50-procentowe spadki. W rezultacie samochodów z normą emisji spalin kończącą się w tym roku będzie znacznie więcej niż przy wcześniejszych zmianach regulacji homologacyjnych.