W ciągu ostatnich lat w samochodach pojawiło się wiele nowych systemów bezpieczeństwa, które wspomagają, a czasami nawet wyręczają kierowcę. Z roku na rok jest ich coraz więcej i coraz bardziej ingerują w prowadzenie auta. Dlatego też należy się z nimi zapoznać jak najwcześniej, aby później móc świadomie z nich korzystać. Najlepiej już na kursie.
Miało być dobrze, ale…
Niestety jest to pobożne życzenie. Wszystko za sprawą pojazdów, które wykorzystywane są do szkolenia kierowców. Na wyposażeniu szkół jazdy i WORD-ów są przeważnie takie auta, jak Hyundai i20 czy – coraz rzadziej – Opel Corsa. Są to z pewnością dobre samochody, ale kursanci nie nauczą się na nich świadomego wykorzystania wszelakiej maści asystentów. Dlaczego? Otóż są w podstawowej konfiguracji i nie posiadają większości obecnie stosowanych systemów.
fot. AdobeStock
– Samochody, na których uczymy kandydatów na prawo jazdy, nie są przystosowane do czasów współczesnych. Owszem, możemy teoretycznie wytłumaczyć, jak działa np. Front czy Line Assist. Nie jest to jednak metoda. Jak mamy wytłumaczyć kursantom, że w nowych autach nie trzeba używać ręcznego – który w większości przypadków teraz jest elektryczny – aby ruszyć pod górkę, gdyż system „przytrzyma” samochód i da nam czas na spokojne zgranie gazu i sprzęgła? To tylko jeden z wielu przypadków – komentuje instruktor nauki jazdy z Warszawy. Problem stanowi też brak obowiązkowych, bardziej specjalistycznych szkoleń, uczących w bezpieczny sposób zachowania w trudniejszych sytuacjach, takich jak np. poślizg na mokrej czy śliskiej nawierzchni. Są one oczywiście prowadzone na specjalnie przygotowanych torach, wyposażonych w płyty poślizgowe, ale świadczą usługi komercyjne, a takie zajęcia wciąż nie są wymaganym elementem kursu na prawo jazdy.
Jazda na płycie poślizgowej / fot. Wojciech Romański