Wydawać mogłoby się, że półautomatyczna jazda, rozumiana jako wykorzystanie funkcji asystenta utrzymania pasa ruchu, aktywnego tempomatu i czujnika zachowania odległości, to w wielu autach, zwłaszcza z wyższej półki, już standard. Rzeczywistość jest jednak brutalna i nie pozostawia złudzeń. W III kwartale 2018 r. Amerykanie kupili 132 tys. takich aut. A tzw. technologia self-driving to wciąż pieśń odległej przyszłości.
fot. Volkswagen
Chris Jones, szef działu analiz rynku motoryzacyjnego Canalys, wskazuje na kilka powodów takiego stanu rzeczy. – Po pierwsze, systemy, które utożsamiamy z półautonomiczną jazdą, instalowane są w pojazdach droższych, na które nie stać masowego klienta. Po drugie, działają one sprawnie tylko w określonych warunkach – przy odpowiedniej pogodzie, prędkości i nie na wszystkich drogach – zaznacza. Jak tłumaczy, takie funkcje wciąż wymagają do tego koncentracji ze strony kierowców. – Wiele systemów nie gwarantuje zatem płynnej jazdy i oczekiwanych doznań, co sprawia, że użytkownicy niechętnie z nich korzystają i rzadko je rekomenduje – dodaje Chris Jones.
Analiza Canalys pokazuje, że nie wszyscy inżynierowie pracujący nad autonomicznością w pojazdach mają powód do zmartwień. Otóż spośród tych 3 proc. zakupionych aut aż jedną trzecią stanowiły samochody marki Tesla. Motorem napędowym był oczywiście Model 3, wyposażony w tzw. autopilota. Drugi z producentów, który ma powody do zadowolenia to Nissan (28,7 proc. sprzedanych w III kwartale aut) i jego modele Leaf, Altima i Rogue. Dopiero na dalszych pozycjach znalazły się BMW (14 proc.), Audi (10,1 proc.), czy Volvo (8,9 proc.).
CZYTAJ TAKŻE: Renault-Nissan-Mitsubishi mocniej wchodzi w autonomię aut