Świat motoryzacji zna przypadki, gdy konkurenci siadali do jednego stołu. BMW budowało silnik V12 do legendarnego McLarena F1, Mercedes współtworzył SLR-a z McLarenem, a w nowszych czasach Toyota i BMW dzielą platformę dla Supry i Z4. Rosnące koszty technologii CASE (Connected, Autonomous, Shared, Electric) sprawiają, że takich mariaży jest coraz więcej. Mercedes był w ostatnich pięciu latach absolutnym liderem w tej dziedzinie – stworzył aż 39 nowych joint ventures i partnerstw.
Dlaczego Mercedes sięga po BMW?
Mercedes szczególnie interesuje się 2-litrowym, 4-cylindrowym silnikiem BMW o oznaczeniu B48. To turbodoładowana jednostka, która zadebiutowała w 2014 roku i dziś uchodzi za jeden z filarów oferty BMW. Może mieć od 154 do 302 KM, a jej zaletą jest wszechstronność: montaż zarówno wzdłużny, jak i poprzeczny, kompatybilność z napędami hybrydowymi oraz gotowość do spełnienia nadchodzących norm emisji Euro 7. Mercedes stoi w obliczu wyzwań. Obecny silnik 1.5 M252 powstaje w Chinach, co rodzi problemy z cłami na rynku europejskim i amerykańskim. Co więcej, jednostka ta nie jest przygotowana do współpracy z napędami plug-in hybrid. Tymczasem jednostka B48 BMW już udowodniła swoją wartość w różnych konfiguracjach hybrydowych.
Czytaj więcej
Niemiecki przemysł samochodowy jest pod ogromną presją. Planowany na 2035 rok zakaz sprzedaży now...
Jakie modele mogą dostać bawarskie serce? Lista jest długa: od kompaktowych SUV-ów (GLA, GLB), przez sedany (CLA, Klasa C), aż po większe modele, jak Klasa E, GLC czy nawet przyszła mała Gelenda. Produkcja miałaby odbywać się w austriackim zakładzie BMW w Steyr – jednym z największych centrów produkcji silników w Europie, który w 2024 roku wyprodukował ponad milion jednostek napędowych.
Dla Mercedesa to ruch pragmatyczny. Dla BMW – dowód na siłę jego inżynierii. A dla całej branży? To pytanie o to, czy w czasach transformacji energetycznej i kosztownych regulacji normatywnych, dawni rywale muszą stać się partnerami, by przetrwać. Rozmowy prowadzone są na najwyższym szczeblu. Pomysł miał wyjść od CEO Mercedesa, Oli Källeniusa, który już rok temu rozpoczął dyskusję z szefem BMW, Oliverem Zipse. Teraz piłka jest po stronie zespołów technicznych i zarządów obu firm. Jeśli projekt wejdzie w życie, może zmienić układ sił w motoryzacji – i to dosłownie pod maską.