Marudzę, narzekam, wzdrygam się, bo po prostu nie chcę żeby on mi się spodobał. Rozumiem dlaczego go tak nazwali. Pomyślcie tylko, że Ford nazwałby swój pierwszy, zbudowany od podstaw samochód elektryczny np. Elstar. Czy wywołałby tyle zamieszania, dyskusji i poruszenia? Oczywiście, że nie. Wybiłby się na chwilę na czołówki w branży moto i przepadł w czeluściach kolejnych nowości. A tak jest dyskusja, polemika i spory o to czy wolno czy nie nazwać elektryczny samochód historyczną nazwą Mustang i Mach. Auta, które z założenia utożsamia się z bulgotem V8. Profanacja tak, ale chwyt marketingowy genialny! Bo marudy pogadają, kilku urażonych weteranów się znajdzie, ale Ford Mustang Mach-E miał wejście na rynek z takim przytupem jak mało który nowy model.
To całkiem spory SUV (4,71 m długości), który bardzo chce udawać coupe. Żeby obserwator miał wrażenie, że tylna linia dachu jeszcze mocniej jest pochylona, polakierowano jego górną i boczną część w okolicach tylnych drzwi i słupka na czarno. Nie szukajcie tu klamek bo ich nie ma. Jest przycisk na słupku (po jego naciśnięciu drzwi odskakują na kilka centymetrów) i mały uchwyt z przodu, z tyłu jest wyłącznie przycisk. Do środka dostaniemy się również za pomocą telefonu (wystarczy go mieć przy sobie) lub, jeśli ten nam się rozładuje, a kluczyk mamy w domu za pomocą ustawionego przez nas kodu, który wbijamy klawiaturą znajdującą się na środkowym słupku.
CZYTAJ TAKŻE: Nowa opcja. Ford Transit ze skrzynią z Mustanga